wtorek, 26 maja 2015

KONTYNUACJA

Ostatnio zauważyłyśmy, że minimalnie wzrosła aktywność na naszym blogu. Kiedyś prawie nikt tego nie czytał. Postanowiłyśmy kontynuować bloga, ale musimy widzieć, że ktoś chce, więc prosimy o zostawienie np.: komentarza, bo nie warto produkować się po to, żeby nikt nie czytał.


Może jakieś sugestie na "nowy" początek?

Pozdrawiamy ;*

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 2.

*Oczami Vi*

         Mężczyźni wykręcili nam ręce do tylu i szybkim krokiem prowadzili nas do bandy.
           Spojrzałam niepewnym wzrokiem na Dalię, ale ona stanowczo patrzyła przed siebie. Czasem zazdrościłam jej tego spokoju.
            Niespodziewanie potknęłam się i poleciałam jak długa "ryjąc" zębami beton. Przy okazji zdarłam sobie dłonie.
            Do moich uszu dobiegł głośny śmiech siostry mieszany z pokrzykiwaniem mężczyzn. Jakiś facet sprawnym ruchem podniósł mnie na równe nogi. Spojrzałam ukradkiem na chłopaka pod ścianą ; uśmiechnął się, puścił do mnie oczko i zaczął się śmiać razem z Dalią.
            Zrozumiałam, że oni chcą rozproszyć gang, więc i ja zaczęłam się śmiać.
- Zamknąć gęby. - krzyknął Jeremy. - Mordy w worek.!
              Zaczęliśmy śmiać się jeszcze głośniej, a głównodowodzący zrobił się czerwony jak burak. Mężczyzna zamaszystym krokiem podszedł do mnie i jego twarda pięść wylądowała prosto na moim brzuchu. Skuliłam się i jęknęłam cicho.
- Jeremy, nie ładnie tak bić kobiety. - syknął chłopak.
            W tym momencie zaczęło się piekło. Dalia wyrwała się otyłemu motocykliście i zaczęła okładać go pięściami.
          Spojrzałam na szatyna. Po jego rękach przeszedł ledwo widoczny blask. Już po chwili mężczyźni, którzy go trzymali upadli nieruchomo na beton.
           Bez dalszej zwłoki dźwignęłam się z ziemi i zaczęłam walkę. Pierwszy celem okazał się otyły mężczyzna. Trafiłam go prosto w brzuch. Myślałam, że nie odzyskam ręki.! Zamachnęłam się drugi raz. Tym razem moja pięść trafiła prosto w skroń motocyklisty. Mężczyzna padł bez przytomności.
           Obróciłam się i płynnym ruchem skosiłam kolejnego przeciwnika. Spojrzałam na Dalię. Siostra już się rozkręciła. W jej oczach widziałam furię i podniecenie. Powalała gangsterów szybko i bez problemu.
              To samo można było powiedzieć o naszym tajemniczym szatynie. Z precyzją zabójcy wymierzał ciosy. Pomiędzy uderzeniami przyglądał się mi i Dalii. Gdy nasze oczy się spotkały chłopak posłał mi słodki uśmiech. Poczułam, że się rumienię i odwróciłam wzrok, który spoczął na Jeremy'm. Od razu ruszyłam na niego.
            Już miałam uderzyć, ale mężczyzna obrócił i zablokował mój cios.
- Nie tak szybko słońce. - powiedział.
              Miałam szczerą ochotę by przemienić się w wilka. Dałabym im radę o wiele szybciej, ale jest zbyt wielu świadków. Zrezygnowana, wymierzyłam kolejny cios lecz drugą ręką. Jeremy zareagował natychmiastowo i złapał moją rękę, wykręcił ją do tyłu i podciął mi nogi. Klęczałam.
- I na co ci to było, kotku.? - szepnął.
           Jeremy był znacznie silniejszy i chudszy od swoich towarzyszy.
- Ej, Jeremy.!! Łapy przy sobie.! - warknął szatyn.
               Gangster spojrzał nienawistnie na chłopaka i nieświadomie rozluźnił ucisk na moim nadgarstku. Wykorzystałam moment i wykręciłam się, przewracając motocyklistę. Mężczyzna jęknął głośno i spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem.
               Oparł się na rękach, ścierając krew z warg. Chciałam wyżyć się na tym obleśnym idiocie, łamiąc mu żebro, ale powstrzymały mnie ręce szatyna, który objął mnie mocno w pasie i próbował odciągnąć mnie od Jeremiy'iego.
- Wystarczy. - szepnął mi do ucha.
          Miotałam się jak dzika, ale gdy chłopak powtórzył delikatnej, ogarnął mnie spokój.
             Usłyszałam śmiech gangstera. Potworny śmiech wygranej.
- Oh... Zamknij się.!!! - krzyknęła Dalia i kopnęła mężczyznę w skroń.
            Szatyn dalej trzymał mnie w objęciach, bo próbowałam mu się ponownie wyrwać. W końcu doszłam do wniosku, że dalszy protest nie ma nic nie da. Uspokoiłam się, a chłopak mnie puścił.
              Dalia spojrzała na mnie pytająco. Kiwnęłam głową na znak, że wszystko jest w porządku.


*Oczami Dalii*

             Kiedy opadł już bitewny kurz wszyscy troje byliśmy zmęczeni, ale czuliśmy nie małą satysfakcje .
- Uh... Co za akcja.! - powiedziałam uśmiechnięta.
- Tak. Nieźle było. - zawtórowała Vi.
- A tak w ogóle. Jak masz na imię.?
        Chłopak przyjrzał nam się uważnie i podejrzliwie.
- Jake. A wy.? - Podniósł lewą brew.
- Dalia, a ja Silvia. - Przedstawiła nas siostra.
- Miło poznać.
- Nam też. - powiedziałyśmy razem. - Co ty robiłeś w tych okolicach, że aż na ciebie gang napadł. - zapytała z cieniem uśmiechu na ustach Vi.
           Chłopak spojrzał na nią.
- Musiałem parę pilnych spraw załatwić. Ci - Wskazał ręką na leżących wokół mężczyzn. - dorwali mnie i chcieli żebym powiedział im o... - Szybko zakrył usta dłonią.
- Coś się stało.? - zapytałam podejrzliwie.
         Chłopak spojrzał na mnie.
- Nie. Po prostu są rzeczy, o których lepiej nie wiedzieć. - odparł stanowczo. - Z resztą i tak za dużo powiedziałem.
- Co, z CIA jesteś.? - zażartowała Silvia.
         Jake uśmiechnął się do niej radośnie i spojrzał znów na mnie.
- Hah. Nie. Po prostu wykonuję polecenia taty. - powiedział z dziwnym uśmieszkiem.
- Mmm. Surowy tatuś. - walnęłam bez zastanowienia.
- Przysmak kanibala. - szepnęła mi na ucho Vi.
          Widocznie Jake to usłyszał, bo zaczął głośno się śmiać. Bez  zwłoki zawtórowałyśmy mu.
- Okej. My tu sobie gadamy, a ja muszę już już iść.
- No to..  Do zobaczenia. - powiedziała Vi.
             Chłopak zaczął się oddalać, ale nagle przystanął jakby coś mu się przypomniało. Odwrócił się i spojrzał na nas.
- A tak w ogóle to wielki dzięki za pomoc. - powiedział i poszedł.
- Nie ma za co.! - krzyknęłam za nim.
              Razem z Vi postanowiłyśmy, że pójdziemy inną drogą. Trochę byłyśmy zmęczone po tamtej walce.
- Czy tylko ja odniosłam wrażenie, że Jake był jakiś dziwny.? - spytała mnie Vi.
- Ja też tak sądzę. Ciekawe o co mu chodziło...
- Coś mnie się zdaje, że to nie nasza sprawa.
- I mnie się tak zdaje tylko tak mówię.


* * *
             Powolnym krokiem ruszyłyśmy w stronę lasu.
           Całą drogę przeszłyśmy w ciszy w ciszy.
           Kiedy byłyśmy na skrzyżowaniu dróg, zatrzymałyśmy się na chwile.
- Niezła akcja była dzisiaj, ale moim zdaniem Jake coś ukrywa i to  coś... - zaczęła Vi.

- Niezbyt normalnego, trochę nadprzyrodzonego.?
- No.! Tych słów mi brakowało. Dobra muszę iść, bo już się trochę późno robi.
- Ja też już muszę iść, więc pa, a i kiedyś trzeba będzie się zająć sprawą Jake'a.- powiedziałam Silvi.
- Przydałoby się tym zająć, ale to przy następnej okazji.
- Zgadzam się.
- Pa.- pożegnała mnie siostra odchodząc w swoją stronę.
- Do następnego razu.!- zawołałam za nią. 
          Silvia przeszłą parę metrów po czym zmieniła się w białego Wilka i przeskoczyła krzaki i zniknęła mi z oczu. Bez chwili zwłoki sama ruszyłam w swoją stronę.
         Najchętniej bym tam nie wracała. Ale z jednej strony Harry pewnie zachodzi w głowę, w co się znowu wpakowałam, ale z drugiej strony to nie mam najmniejszej ochoty oglądać mojego ojca.!
            Dlaczego mi nie powiedział, że mam siostrę.? Jak on mógł mi to zrobić.?! Byłam na niego tak wściekła, że nawet porządna bijatyka nic nie dała. Muszę coś zrobić, bo inaczej zwariuję.!
          Man pomysł.! Dawno tego nie robiłam, ale powinno być dobrze.


* * *
             Kiedy byłam już w lesie szłam ta samą drogą, którą kiedyś uciekałam przed Silvią.
              Jak przypomniałam sobie tamten dzień gdy się poznałyśmy, to uśmiechnęłam się sama do siebie.
           Powoli zbliżałam się do mojego celu. Całą drogę towarzyszył mi śpiew przeróżnych ptaków. Ta piękna symfonia dźwięków poprawiła mi humor.
             Kiedy dotarłam już na miejscu, zdjęłam bluzę i rzuciłam ją na kamień, który był niedaleko. Chociaż to i tak nic nie zmieni.
             Rozłożyłam ręce i głośno przełknęłam ślinę. Czułam w sobie straszny stres, ale wiedziałam, że może mi pomóc.
           Wzięłam się w garść i skoczyłam... Powoli spadałam w dół przepaści. Było mi okropnie dobrze...

<--------->
Hej. Na wstępie przepraszamy za opóźnienia. Przyznaje, że to moja wina. ;(
Po drugie : stwierdzenia związane z członkami gangu motocyklistów nie mają na celu obrazić ludzi otyłych.
Po trzecie : Mam nadzieję, że wasze wakacje były udane. Życzymy powodzenia w nowym roku szkolnym
Pozdrawiamy.!!

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 1 ( cz. II )

Więc powróciłyśmy z nową dawką rozdziałów ;D WIĘC CZĘŚĆ II CZAS ZACZĄĆ.!!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* Oczami Dalii *

     Miałam niemały mętlik w głowie, a to że Silvia wymyślała jakieś nowe umiejętności , nie pomagało mi. Ale rozumiem ją, sama jestem podekscytowana i ciekawa.
- Czekaj. Jeżeli mi to całe wsłuchiwanie się w otoczenie idzie z łatwością, bo mam coś z Wilka, to co ty masz z Demona.?
- Hmmm... dobre pytanie.- powiedziała zamyślona.- Może mogę się w Demona zmienić.- rzuciła robiąc poważna minę i zabawnie rozszerzając oczy.
     Zaczęłam się śmiać na cały głos. Już nie mogłam oddechu złapać, kiedy Vi mi zawtórowała. Jak przyjaciółka się śmiała, to ja jeszcze bardziej ( jeśli to w ogóle było możliwe ).
     Nieliczni ludzie, którzy byli w kawiarence, spoglądali na nas z dziwnymi wyrazami twarzy. Coś typu ' wtf '.
     Po paru minutach niepohamowanego śmiechu udało się nam uspokoić.
- Wiesz co.? Ty to masz coś z tymi przemianami. Ja w Wilka, a ty w Demona. Weź ty się ogarnij.- powiedziałam z uśmiechem. 
- Oj tam.! Nadzieję zawsze można mieć.- oznajmiła szybko.- Ale fajnie by tak było. Nowe umiejętności i w ogóle.
- Masz racje. Fajnie by tak było, gdyby było, ale to raczej nierealne.- oznajmiłam rozmarzona.
- A no...- westchnęła przyjaciółka.
- Dobra zmieńmy temat na coś ciekawszego.- zamyśliłam się.- Opowiadaj, co tam u ciebie ciekawego słychać.?
- Um... niezbyt ciekawie.- powiedziała z ponurą miną.
- Co się stało.?
- Zaczęło się od tego, że do nas na kolację przyszedł Paul- alfa wrogiej watahy, z synem Lex'em- betą, którego nie lubię. Nie powiem dosyć bardzo mi się to nie spodobało, ale nie miałam wyboru i musiałam tam siedzieć. No i okazało się, że przyszli zawrzeć rozejm, ale to w jaki sposób BARDZO mi nie przypadło do gustu...- zatrzymała się na chwilę jakby słowa nie mogły jej przejść przez gardło.- No więc chodzi o to, że ja mam... uh... no bo ja mam w przyszłości wyjść za Lex'a.- Te ostatnie słowa wręcz wyrzuciła z siebie jakby były nasączone jadem.
- To jest straszne.!- krzyknęłam.- Tak być nie może.! Nie ma innego wyjścia.?
- No właśnie to jest jedyny sposób. Jest jeszcze jedna możliwość, ale to jest na 1000 % niemożliwe. 
- No to ci strasznie współczuje, ale jak cie dobrze poznałam, to coś wykombinujesz.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Będę się starała. A po wiec co tam u ciebie.?
- Na razie nie wiem, bo teraz raczej będzie nie fajnie między mną a tatą po tym wszystkim, co mu powiedziałam.
- No tak... raczej nie jest zbyt zadowolony z danej sytuacji.

                             * * * 

    Po dobrych trzech godzinach spędzonych na rozmowie uznałyśmy, że pora wracać.
    Wybrałyśmy skrót żeby było szybciej, bo byłam cała mokra i na dworze nie było za ciepło.
    Szłyśmy w ciszy przez małą, wąską i ciemną uliczkę, która była między dużymi blokami.
    Było tu ponuro i śmierdziało wilgocią i grzybem. Jednym słowem, nie za fajnie.
    Kiedy tak powoli posuwałyśmy się do przodu, tą nieskończenie długą uliczką w mojej głowie zakiełkował pomysł.
- Ej Vi.- Walnęłam ją w ramie.- A jak my mamy poznać w sobie te nowe umiejętności.? 
- Po pierwsze: ała.! A po drugie, to nie mam pojęcia.- oznajmiła pocierając ramie. 
- Oj wcale cię tak mocno nie uderzyłam.
- Nie wcale.- powiedziała sarkastycznie.
- Wracając do poznawania nowych umiejętności, to może by coś w bibliotece poszukać.?
- Serio.? W bibliotece.? To może jeszcze będziemy się pytały przypadkowych ludzi: Jak mam w sobie odkryć umiejętności Wilka/ Demona.?- zażartowała zirytowana Silvia.
- To nie jest taki zły pomysł.
- Oj zamknij się już.!
     Miałam odpowiedzieć, ale przerwał mi krótki, ale głośny krzyk.
- Ej co to było.?- spytałam Vi.
- No nie wiem.
- Idziemy to sprawdzić.- zaproponowałam.
     Silvia użyła węchu i po chwili wyczuła naszego krzykacza.
     Szłyśmy powoli i ostrożnie w tamtą stronę.
     Doszłyśmy do miejsca, gdzie z uliczką łączyła się jakaś mała dróżka. 
     Zza rogu usłyszałyśmy niskie, ale groźnie brzmiące głosy.
     Uznałyśmy, że trzeba pomóc, ale najpierw musiałyśmy się przyjrzeć ludziom, którzy raczej nie mają dobrych zamiarów wobec człowieka, który krzyczał.
     Obydwie uklęknęłyśmy i na czworaka, szybko, ale po cichu doszłyśmy do dużych kartonów, które były trzy metry od mężczyzny i tworzyły dobry schron.
     Był to gang liczący z 11 osób. każdy z nich był potężny, tłusty, bardzo wytatuowany, łysy i o dziwo '' umięśniony ''.
Ci ludzie chyba nie widzą o istnieniu diety albo chociażby zdrowego jedzenie. Ale nie, po co.?! Lepiej wyglądać jak góra sadła. Przypominali mi oni troszkę stado słoni, mała poprawka: otyłych słoni.
    Pod ścianą stał chłopak, który zapewne wpakował się w niemałe kłopoty. Współczuję mu, ale nie chciałabym być teraz w jego skórze.
    Szatyn był wysoki, szczupły i umięśniony. No, nie powiem... był nawet przystojny.
    Dowódca tego gangu podszedł do szatyna i zaczął mu wymachiwać metalową rurą, przed twarzą.
- Mów co wiesz, a nie będzie bolało.
- To niech boli. Ja ci nic nie powiem nędzny tłuściochu.!- krzyknął i napluł mu na twarz.
    Gangster się zamachnął i metalowa rura wylądowała na brzuchu chłopaka, który cicho jęknął.
    Już miałyśmy wkraczać do akcji, kiedy pojawił się nie mały problem.
- No proszę. Dwie małe myszki nam się tu przypałętały. Chodź i sam zobacz Jeremy.- Usłyszałyśmy za sobą niski i gruby głos.
    Spojrzałam na Silvię przerażona i powiedziałam tylko 3 słowa.
- O w mordę...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trochę krótki, ale dopiero się rozkręcamy xd okej to 6 komentarzy  = NEXT.!! Pozdrawiamy i życzymy wam szczęśliwych i udanych wakacji ;D

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 25.!!!!

Ważna informacja pod postem.!! ;)


*Oczami Vi*
- Vi!...Vi!... Jesteś gdzieś w pobliżu.? - Usłyszałam cichy głos.
- Dalia.?! ... Pogrzało cię.?! W śro...
- Ciii... Musimy pogadać. - szeptała - To jest bardzo ważne.
         Rozejrzałam się. Wilki widzą doskonale w ciemności, więc nie miałam problemu z rozpoznawaniem kształtów. Dla pewności wsłuchałam się w otoczenie.
- Nikogo nie ma. Mów. - powiedziałam, pospieszając brunetkę.
- Nie tu. - Spojrzała we wszystkie możliwe strony. - Znasz jakąś fajna knajpkę.?
- Jeszcze pytasz.!


***


            Złapałam za mosiężną klamkę drzwi mojej ulubionej kawiarenki. Często przesiadywałm tu z Bellą po lekcjach. Nigdy nie ma wielkich tłumów, a co za tym idzie, można tu w spokoju pogadać.
            Już przy wejściu powitał nas cudowny zapach świeżo zmielonej kawy i wyśmienity zapach najlepszych w dzielnicy ciast.
           


          Ściany w kolorze karmelu świetnie zgrywają się z sufitem o barwie białej czekolady.
          Fotele są ciemniejsze od ścian, są bardzo eleganckie i obrzydliwe wygodne.
           Kolumny tuż przy barku dodają kawiarni uroku, a zdjęcia i obrazy doskonale wypełniają lokal.
          Nakazałam Dalii usiąść gdzieś przy stole w kącie tak, by nikt z zewnątrz nas nie widział. Jeśli to jest aż tak pilne, że nie możemy załatwić tego w lesie, to przynajmniej zachowajmy środki ostrożności.
          W tym czasie podeszłam do lady i zamówiłam nam coś ciepłego do picia. Wybrałam gorąca czekoladę.
- Nie wiem czy lubisz gorącą czekoladę, ale ci wzięłam. - powiedziałam podchodząc do naszego stolika.
- Emm... Dzięki. - rzuciła, odbierając ode mnie kubek.
- Dlaczego się tak denerwujesz.? - zapytałam, popijając smolistą ciecz.
         Dalia złapała swój kubek i przystawiła go do ust, upijając spory łyk czekolady.
- Auuł.!!! - krzyknęła dziewczyna.
        Starałam się zachować powagę, ale zaraz z moich ust wydobył się dziwny dzięki, który był podobny do śmiechu.
- To ne est zabafne.! Boly.!! - mówiła z wywalonym językiem Dalia, powstrzymując się od śmiechu.
          Po chwili śmialiśmy się razem. Nie umknęło mi, że kelnerki również się śmiały z nami.
- Dobra... Dobra koniec śmiechu.
- Okej. - odparłam z bananem na twarzy.
-Mówię poważnie Silvia. - spojrzała na mnie znacząco.
- Więęc... Co  chcesz mi powiedzieć.?
         Dalia wzięła głęboki wdech i ze świstem wypuściła powietrze z płuc.
- Dzisiaj... Dowiedziałam się... Yyy... Nie wiem od czego zacząć.
- Mów jak ci wygodnie, ale zaczynaj już. Proszę.!
- Wolałabym ci to pokazać, ale nie wiem jak. - mówiła. - Posłuchaj. Powiem ci wszystko, ale masz mi nie przerywać, ok.?
- Hmm...
- Vi.!!!
- Okej, Okej. - odparłam.
- Od początku coś mi nie pasowało. Pamiętasz,jak w szpitalu mój ojciec na ciebie patrzył ? - Przytaknęłam. - Później chodził taki... Jakby... Przybity albo zdenerwowany. Lub coś pomiędzy. Najpierw myślałam, że chodzi o Sama, ale nie. Dzisiaj postanowiłam przeszukać jego wspomnienia. Natknęłam się na wspomnienie, które mnie totalnie zamurowało. Opowiem ci w dużym skrócie.
- Ok. - powiedziałam zaciekawiona.
- Więc na początku byliśmy w jakimś domu, w salonie o zielonych ścianach. No i coś tam się działo. Rozmawiali. Mówili coś, że się kochają itp. Później zobaczyłam ojca z dzieckiem na rękach i walizkami przy nogach. Obok stała kobieta o jasnobrązowych oczach z burzą loków na głowie. Ona też miała dziecko na rękach. Z tego co słyszałam miała na imię... Yyy.... Coś na C... Cri...
- Cristal.? - zapytałam wstrzymując oddech.
- Tak.! Dokładnie.! A, jeszcze wcześniej się kłócili. Mówili coś, że one, bo to były dwie dziewczynki, nie mogą się wychować razem. Najgorsze jest to, że one miały nasze imiona. Następnie tata wyszedł z domu z jednym dzieckiem.
         Westchnęłam głęboko. Przez myśl mi nie przeszło, że możemy być... siostrami.
- Czyli nasi rodzice byli razem...
          Spojrzałam na Dalię z przerażeniem w oczach. Brunetka kiwnęła potwierdzająco głową.
- Kurde... Nie wierzę. - jęknęłam.
           Ale kiedy to było.? Może to nie moja mama, nie ja... Może wcale nie jesteśmy siostrami, może oni wcale się nie kochali...
           Wiele pytań kłębiło się w mojej głowie.
- Jedno wiemy na pewno. Jesteśmy siostrami.
- Że też na to nie wpadłam.! Musisz mieć w sobie coś z Wilka. Przecież szybko udało ci się opanować wsłuchanie.! A może możesz zmienić się też w Wilka.!
- Vi. Fantazja cię ponosi. Z resztą nie mam tak wyostrzonych zmysłów jak ty. - odparła.
- To przychodzi z czasem. Spróbować nie zaszkodzi. - powiedziałam z uśmiechem.
- Najpierw dowiedzmy się więcej o przeszłości naszych rodziców.
- Racja. Ale spróbowałabyś mnie nauczyć wnikania w czyjeś wspomnienia.? - zapytałam.z nadzieją.
- Jasne. Spróbuję. - odparła ucieszona.


<~~~>


Hej.!!!! Przepraszamy za opóźnienie. Tak strasznie leń.!!!! :D Długi weekend był, więc korzystałysmy. ;)

To jest koniec pierwszej  części. Niedługo pojawi się druga część. Postaramy się o dłuższe rozdziały. Ale tak, żeby nie było nudno. ;)

Prosimy o komentarze. Bardzo dziękujemy WSZYSTKIM komentatorom.!!!!! Z całego serducha.! Jesteście wspaniałe.
Więc na razie robimy przerwę. Mamy już 1. rozdział 2. części, ale narazie stop. ;/

Życzymy udanych wakacji, wspaniałych wyjazdów, upalnych dni, miło spędzonego czasu z rodzina, przyjaciółmi.
 
Do następnego.!! ;3

środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 24 *o*

* Oczami Sylvii *

            - Seth... Jaa...
            Chłopak patrzył na mnie uważnie obserwując każdy mój ruch.
            Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony nie jestem pewna co do swoich uczuć, a z drugiej i tak byśmy nie mogli być razem. Pochodzimy z całkiem różnych watah, a ja w przyszłości mam wyjść za Lex'a.
            Naszą rozmowę przerwało natarczywe pukanie do drzwi.
            Spojrzałam na nie i znów na Seth'a.
- Idę. Uważaj na siebie.- powiedział szatyn i wyskoczył przez okno, które po chwili zamknęłam.
- Proszę.!
            Drzwi powoli otwierały się cichutko skrzypiąc.
            Moim oczom ukazał się tata.
- Nie zamierzam wracać na dół.!- powiedziałam siadając na łóżko i krzyżując ręce na klatce piersiowej. 
- A ja nie mam zamiaru cię do tego zmuszać.- odparł tata siadając obok.
- Dlaczego muszę wyjść za tego matoła.? Nie było nikogo innego.? 
- Kochanie. Musisz zrozumieć. Jesteś betą i to jest twój obowiązek. Ale nie mamy prawa cię do tego zmuszać. Lex jest dobrym chłopakiem, tylko brakuje mu dyscypliny i twardej ręki. Może z czasem się do niego przekonasz.
            Wszystko się we mnie gotowało. Czułam się jak tykająca bomba, która zbliża się do odliczania ostatnich 10 sekund.
- A jeśli ja kocham kogoś innego.!?- Momentalnie zakryłam ręka usta.
            Nie wierzę, że to powiedziałam.! 
- Jest coś, o czym powinienem wiedzieć skarbie.?- zapytał podejrzliwie tata.
- Niee.! Tylko tak powiedziałam.
            Ojciec chyba mi nie uwierzył. Zresztą nie dziwię mu się.
- Dobrze. Wracam pomóc mamie.- powiedział przewracając oczami.
- Ja pójdę spać. Dobranoc.- Uśmiechnęłam się pogodnie do taty.
- Dobranoc.- odparł wychodząc.
            Zgasiłam wszystkie lampy w pokoju i otworzyłam okno.
            Nie mam zamiaru wyjść za Lex'a ani dziś, ani nigdy.
            Usiadłam na parapecie patrząc, czy w pobliżu nie stoi Seth.
            Na moje szczęście Paul, Lex i Seth wrócili tam, skąd przyszli.
            Ostrożnie zsunęłam się z parapetu i po chwili stałam na ziemi.
            Bez namysłu przemieniłam się i rzuciłam się w ciemny las...

* Oczami Dalii ( w tym samym czasie ) *

            Gdzieś tak około 9 wieczorem postanowiłam się dowiedzieć czemu tata tak dziwnie reaguję na Silvię. 
            Musiałam szybko wziąć do roboty póki ojciec chrapał w najlepsze. Już nie wiem co lepsze jego chrapanie czy chrumkanie świni.!? Doszłam do wniosku, że te dwa dźwięki prawie niczym się nie różnią
            No dobra oczyściłam umysł, zrelaksowałam się po czym ruszyłam do roboty moje uśpione zwoje mózgowe.
            Po chwili stałam przed potężną żelazną ścianą w umyśle ojca.
            Troszkę się potrudziłam nim udało mi się ominąć uciążliwą przeszkodę, ale się udało. Byłam w tym coraz lepsza.
            Przede mną był ciąg wspomnień. Szukałam takiego, które mogło mi coś wytłumaczyć, co nie było takie łatwe.
            Wybrałam te wspomnienie, gdzie tata był w pokoju, który widzę pierwszy raz.

* Wspomnienie Lucyfera*

            Nagle znalazłam się w pokoju, który chyba był salonem.
            Pomieszczenie miało zielone ściany, lekko jaskrawe i było wyposażone w ciemnobrązowe meble. Przed kominkiem stały dwa drewniane, bujane fotele. Na jednym z nich siedział tata.
            Ojciec wyglądał na zaniepokojonego, wystraszonego, złego... sama już nie wiem. Na twarzy miał mieszaninę uczuć.
            Moje przemyślenia przerwał tupot stóp, zapewne osoby, która schodziła po schodach.
            Po chwili do salonu weszła kobieta podajże w średnim wieku.
            Nieznajoma miała przyjazną twarz  otoczoną burzą brązowych, kręconych włosów. Oczy miała piwne, ale w pewien sposób wydawały się jaśniejsze niż były.
            Kobieta w pewnym krokiem podeszła do taty.
- Śpią.?- spytał ojciec.
- Tak śpią.
- Cristal.- zaczął niepewnie tata.- nadal jesteś zła.?
           Cristal spojrzała na niego z miłością.
- Nie, nie jestem już zła.- zamyśliła się po czym dodała.- Trzeba coś z tym zrobić. One nie mogą się razem wychowywać. Może coś bardzo złego z tego wyniknąć. Jak Demon ma się wychowywać wśród Wilków.?
- To co proponujesz.?- spytał zmartwiony tata.
- No nie wiem.- po chwili ciszy Cristal powiedziała.- Trzeba je rozdzielić.- oznajmiła stanowczo.
- Ale to są siostry.!
- Zdaje sobie z tego sprawę Lucyferze, ale nie można tego tak zostawić.
- No dobrze, jak nie ma innego wyjścia... Kiedy mamy się wyprowadzić.
- Najlepiej zaraz.- oznajmiła kobieta z dużym bólem w głosie.
- ŻE CO.!?- podniósł głos tata.
- Lepiej jak najszybciej, żeby nie miały żadnych wspomnień.
- A co z nami.?- spytał ojciec lekko zrozpaczony, łapiąc kobietę za dłonie.
- Trzeba będzie zapomnieć o wszystkim co nas łączy.- oznajmiła Cristal ze łzami w oczach.
- Ale ja cię kocham.
- J-ja ciebie też, ale zrobię wszystko żeby nasze córki były bezpieczne, nawet jeżeli będzie to za wysoką cenę.- powiedziała, a po jej twarzy spłynęły łzy.
            Tata delikatnie otarł je kciukami po czym przytulił kobietę. Cristal cicho łkała, wtulona w tatę.
- Cii... będzie dobrze kochanie.
- Wiem, ale pamiętaj nigdy o tobie nie zapomnę, nigdy.
- Ja też o tobie nigdy nie zapomnę. Nie potrafiłbym. Dobrze muszę już iść się spakować.
            Tata wstał i poszedł do góry.

                         *  *  *

            Po podajże 2 godzinach stał ubrany na korytarzu z walizkami i na rekach trzymał małe dziecko, które spało w najlepsze.
- Kocham was i zawsze będę.- powiedział tata całując kobietę, a następnie dziecko, które trzymała Cristal.
           Dziewczynka obudziła się i spojrzała z miłością na tatę tymi swoimi małymi oczkami.
- Też was kocham.
- Opiekuj się Silvią.
- A ty opiekuj się Dalią.- powiedziała kobieta.
           Po wyjściu taty w ciemnym korytarzu na mało widocznej twarzy kobiety, spłynęła jedna, lśniąca łza.
           Nagle poczułam, że coś wyrywa mnie ze wspomnienia.

                          *  *  *

           Kiedy wróciłam do rzeczywistości poczułam, że tata potrząsa mną za ramiona.
- Mów.! Co widziałaś.!?- pytał wściekły.
- Widziałam to co powinnam.!
           Wyrwałam się tacie z uścisku i szybko wstałam z łóżka. Zauważyłam, że mogę chodzić ledwo, ale mogę. 
           Złapałam kurtkę i kierowałam się do wyjścia, kiedy nagle poczułam zaciskającą się rękę na mojej dłoni.
- Co ty sobie myślisz młoda damo.? Nigdzie nie idziesz.!- powiedział stanowczo tata.
- Zostaw mnie.- wyrwałam mu dłoń i spojrzałam na niego z odrazą.- A co ty sobie myślisz.!? Dlaczego mi nie powiedziałeś, że mam siostrę.!?
- Nie rozumiesz, że to było dla twojego bezpieczeństwa.!?
- Rozumiem, że musiałeś zostawić Cristal i Vi, ale powiedzieć mi mogłeś, że mam siostrę, a nie jak tchórz milczałeś.!!
-...
- Nienawidzę cię.- powiedziałam cicho, po czym wybiegłam z pomieszczenia.
           Wyszłam ze szpitala i stałam chwilę na deszczu.
           Chłodne krople mieszały się z moimi ciepłymi łzami i dodawały mi otuchy. 
           Nagle zerwałam się do biegu. Teraz musiałam porozmawiać z jedną osobą.
           Moją siostrą...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to się trochę porobiło w tym rozdziale. No nie powiem są dosyć duże zmiany w życiu naszych bohaterek. One raczej spokojnego życie mieć nie będą xd.
No dobra:

6 komentarzy = next.!!
Miłego tygodnia ;)

wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział 23...

* Oczami Dalii *

             - Mówię ci, że to nie jest dobry pomysł.
- W sumie to racja on nie jest dobry... on jest genialny.!!- krzyknął Harry podnosząc mnie z łóżka.
- No dobra niech ci będzie, ale tylko ten jeden raz.- powiedziałam uśmiechnięta.
             Kiedy siedziałam już na wózku inwalidzkim ( przez poparzenia prądem, miałam chwilowe kłopoty z chodzeniem )Harry powoli wyjechał ze mną z pokoju.
             Była noc, więc na korytarzu słabo paliły się szpitalne lampy. Przy recepcji paliła się tylko mała lampka.
             Gdy byliśmy niedaleko strażnika Hazza zostawił mnie i poszedł sprawdzić czy teren jest czysty. 
- Śpi.- powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
         
                           * * *

             Po wyjściu ze szpitala skierowaliśmy się w stronę lasu. A mi po drodze oczywiście się przysnęło.
- Jesteśmy na miejscu.- oznajmił Loczek.
- Mhmm...- Zaspana spojrzałam przed siebie.
             Moim oczom ukazała się bardzo stroma uliczka. Po obu jej stronach ciągnęły się rzędy małych i dużych domków. Przed każdym z nich na chodniku była duża, czarna i na swój sposób interesująca uliczna lampa. Lampy rzucały na domy, upiorne cienie. 
             Droga ta prowadziła do głównej ulicy, na której już był mały ruch.
             - To my nie idziemy do lasu.?
- Nie.
- Okłamałeś mnie.!- rzuciłam oskarżycielsko.
- Oj nie denerwuj się.
- Pff.....- prychnęłam.

- Ty nawet porządnie udawać zdenerwowanej nie umiesz. 
- Ja.!? wypraszam to sobie, ja nie udaję.- powiedziałam pewna siebie.
- Tak, a ja wierzę w Świętego Mikołaja.
- Tsssst.... Umiem dobrze udawać.
- Nie.
- Tak.?
- No niech ci będzie, że '' umiesz ''.- powiedział uśmiechnięty.
- Hah... To co planujesz, na tą niespodziankę.?
- Więc tak. Widzisz tą stromą uliczkę.?
- No raczej. I...?
- Zjeżdżamy na dół.- oznajmił z szerokim uśmiechem.
- No chyba nie.- rzuciłam lekko wystraszona.
- Boisz się.?- spytał ironicznie.
- Nie.
- Okej. To muszę usiąść ci na kolanach.
- Po co.?- spytałam się zdziwiona.
- Bo jak się wywalimy to spadniesz na mnie i nie ucierpisz za bardzo.- powiedział sadowiąc się wygodnie na moich kolanach.
- Harry to szaleństwo.!!!
              I w tej chwili Loczek pochylił się do przodu i zaczęliśmy zjeżdżać w dół. Na szczęście nie było tu żadnych samochodów. 
              Piszczałam strasznie, a Hazza zwyczajnie się ze mnie śmiał.
              Niebezpiecznie szybko zbliżaliśmy się do głównej ulicy.
- Harry, jak zahamujemy.?
- Nijak.
- Jak to nijak.!?- spytałam przerażona.
- Czekamy, aż wózek sam się zatrzyma.
- Idiota.!!- wrzasnęłam.
              I stało się wjechaliśmy na główną ulicę. Na szczęście były czerwone światła i przejechaliśmy między samochodami, co musiało przekomicznie wyglądać.
              Kierowcy, którzy czekali na zmianę światła, patrzyli na nas jak na uciekinierów szpitala psychiatrycznego ( nie dziwie im się ).
              Nagle na środku ulicy wózek się zatrzymał.
- Tylko nie to.!- krzyknęliśmy razem.
- Może byś coś zrobił.!- pogoniłam Harry'ego.
              Loczek szybko zeskoczył z moich kolan, złapał wózek i wyprowadził mnie z ulicy.
- Kiedy to powtarzamy.?
- Oooo... Jednak się komuś spodobało.- powiedział roześmiany Loczek.- Nie wiem. Teraz trzeba coś lepszego wymyślić.

                           * * *

              Do szpitala weszliśmy tylnym wejściem. Po cichu udaliśmy się do mojego pokoju.
              Kiedy już tam weszliśmy czekał tam na nas zaniepokojony tata.
- Dziecko, gdzie ty byłaś.?- spytał przytulając mnie.
- Na spacerze.- Okłamałam tatę.
- O tej porze.- spytał podejrzliwie.
- A tak.- odpowiedział za mnie Harry.
- A co ty tu robisz o tej porze.?- spytałam ojca.
- Przyszedłem zobaczyć jak się czuje moja ukochana córeczka tatusia.- powiedział całkiem poważnie.
- Serio tato.? Córeczka tatusia.?- spytałam.- Harry pora na ciebie.- powiedziałam do Loczka, bo czułam, że nie wytrzymuje ze śmiechu.
- Do zobaczenia jeszcze dziś.- Dał mi buziaka w polik po czym wyszedł.
- Co się tak patrzysz.? Może mi pomożesz, a nie.- powiedziałam do taty.
              Jak już leżałam w łóżku, a tata zasnął pomyślałam, że już nadeszła pora na to żeby sprawdzić czemu unika Silvii.

* Oczami Sylvii *

              - Lex...- powiedziałam cicho.
              Chłopak uśmiechnął się dziwnie.
- Witaj Silvio.- rzekł ojciec szatyna.
              Spojrzałam chłodno na mężczyznę. Już wiem po kim Lex odziedziczył wygląd i mrożący krew w żyłach, wzrok.
- Dzień dobry.- rzuciłam.
- Kochanie nie bądź niemiła...- powiedziała mama.
- Nie jestem.- odparłam z uśmiechem.
- Rozgośćcie się. Kolacja stoi w salonie.- oznajmiła moja rodzicielka z uśmiechem do '' gości ''.
- Dziękujemy Cristal.
              No nie.! Chyba śnię.! Mama ciepło przyjmuje wrogów w naszym domu.! Niedobrze mi się robi jak ich widzę. Po prostu nie mogę na nich patrzeć. Z przyjemnością bym ich rozszarpała.
              Usiadłam na swoim miejscu przy stole.
              Boże.! Dlaczego muszę tu być.!?

                          * * *

              Podczas kolacji Paul rzucał kiepskimi żartami np. że mam wilczy apetyt, bo ledwo zjadłam swoją porcję- po prostu krępowało mnie towarzystwo obcych Wilków w moim domu, dlatego nie jadłam.
- Więc...- zaczął Paul.
- Więc CO.?- zapytałam podejrzliwie.
             Mężczyzna spojrzał błagalnie na moich rodziców.
- Paul i Lex przyszli do nas w ważnej sprawie.- rzucił obojętnie mój tata.
- Otóż chodzi o zawarcie rozejmu... No wiesz kochanie... Zawieszenie broni.- mówiła mama.
- Wiem co to znaczy '' rozejm '' mamo. Tylko nie rozumiem po co ja mam tu siedzieć i słuchać tego wszystkiego...
             Nastała grobowa cisza, którą przerywał odgłos cykającego zegarka.
- Od wieków rozejm pieczętowany jest ślubem alf, ale twoja matka jest w związku, więc...- zaczął Paul.
- Więc ty, Silvio, będziesz musiała wyjść za mnie.- dokończył Lex wpatrując mi się w oczy z uśmiechem na twarzy.
- Ale kochanie. Jeszcze nie teraz.! Za parę lat, gdy osiągniesz pełną wilczą dojrzałość... Stworzycie nową watahę...
             Gwałtownie wstałam od stołu, przewracając krzesło.
- ŻE NIBY CO.!?- krzyknęłam.- Za 3 lata, a właściwie ponad 2 lata mam za niego - wskazałam na Lex'a.- wyjść.!? I tylko po to, by zawrzeć głupią zgodę.!? Chyba wszyscy powariowaliście.!
             Odeszłam od zgromadzonych, kierowałam się w stronę swojego pokoju.
             Usłyszałam odgłos odsuwanego krzesła.
- Nie ma sensu by do niej iść, droga Cristal. Niech sobie wszystko przemyśli. To dla niej niezrozumiałe. Jest jeszcze młoda i całe życie przed nią, a my ją stawiamy w takiej sytuacji.- mówił spokojnie Paul.
             Nie słuchałam ich rozmowy dłużej.
             Wbiegłam po schodach do pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zsunęłam się po nich i usiadłam chowając twarz w dłoniach. Po moich policzkach płynęły słone wodospady.
             Jak oni mogą.? Przecież mam dopiero 17 lat, a za 3 lata mam stać z tym frajerem przy ślubnym kobiercu.!?
- Stuk.!!
             Podskoczyłam wystraszona dźwiękiem kamienia uderzającego w szybę.
             Podeszłam do okna i spojrzałam w dół.
- Seth.! Co ty tu robisz.?- zapytałam cicho otwierając okno.
- Przyszedłem z Paulem i Lex'em. To jest mój obowiązek strzec alf.- mówił.- Odsuń się od okna.
             Posłusznie cofnęłam się, a po chwili Seth stał w moim pokoju.
- Dlaczego płaczesz.- zapytał szatyn przytulając mnie.
             Wtuliłam się w jego tors, a po moich policzkach znowu zaczęły płynąć łzy.
- No już... Cii...- szeptał Seth.- Już wszystko dobrze.
- Wcale nie jest dobrze.! Za 3 lata mam wyjść za Lex'a w ramach rozejmu.! Gdzie ty tu widzisz coś dobrego.?
- Zgodzisz się.?
- A mam wybór.?- odpowiedziałam cicho szlochając.
             Seth przytulił mnie mocniej.
- Silvia.-
             Szatyn objął moją twarz swoimi dłońmi i otarł kciukami łzy. Spojrzałam mu w oczy.
- Silvia... Chciałbym wiedzieć... Czy ty coś do mnie czujesz.?
            Zamurowało mnie...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
No i jest rozdział. Trochę czasu minęło od dodania poprzedniego rozdziału no, ale cóż xd. Teraz obniżamy trochę stawkę. xd Więc tak: 
6 komentarzy = NEXT.!!
Powodzenia.! ;)

środa, 21 maja 2014

Rozdział 22.

*Oczami Dalii*

             Obudziłam się nad ranem. Patrząc na słońce ustaliła, że jest wcześnie.
            Zauważyłam, że przy moim łóżku zasnął na taborecie tata.
- Wstawaj leniu.! - Szturchnęłam go w ramię.
- Ja wcale nie śpię. - Spojrzał na mnie. - Ja czuwam. - dodał widząc mój wzrok mówiący sarkastycznie "serio.?"
- No dobra, niech ci będzie, że " czuwasz". - powiedziałam robiąc w powietrzu cudzysłów.
- Jak się czujesz.? - spytał zatroskany.
- Jest dobrze. Ale jestem głodna. - powiedziałam kładąc ręce na wklęsły brzuch. - Daj mi coś do jedzenia.
- Na razie nie możesz. - Widząc moją niezadowoloną miną dodał. - Jesteś podłączona do kroplówki.
- Ehh... Co ci się stało w rękę.? - spytałam patrząc na jego zabandażowaną dłoń.
- To nic takiego. - powiedział z lekkim uśmiechem. - Mały konflikt z pewną osobą.
          Rozejrzałam się po pokoju szukając loczka.
- Gdzie jest Harry.? - zapytałam tatę.
- Twój Romeo poszedł po jakieś ubrania dla ciebie i inne rzeczy. - odparł z dziwnym uśmieszkiem.
- Mój Romeo, serio.?
- Myślisz, że jestem ślepy.? Więc mylisz się moja droga. - powiedział patrząc na mnie rozbawiony.
        Nagle ktoś cicho zapukał do drzwi.
- Proszę.!!
        Do pomieszczenia weszła Silvia.
- Hej. Nie przeszkadzam.? - spojrzała w stronę taty. - Dzień dobry. - rzuciła oschle.
         Ojciec spojrzał na nią i gwałtownie szeroko otworzył oczy.
- Dzień dobry. - odpowiedział szybko. Ja muszę iść... Yyy... Coś zjeść. - powiedział strasznie się jąkając.
           Dziwne. Dlatego tata wyraźnie unika towarzystwa Silvii.? Później się tym zajmę.
- Jak się czujesz.? - zapytała przyjaciółka gdy ojciec wyszedł.
- Już jest dobrze. A jak ty się czujesz.?
- Dobrze. - odparła rozmarzona.
- Co u Seth'a.? - zapytałam podejrzliwie.
- Jest ok. A czemu pytasz.?
- Tak sobie. - powiedziałam z tajemniczym uśmiechem.


                             * * * 

         Po godzinie rozmowy do pokoju wszedł Loczek.
- Hej dziewczyny. - przywitał się bardzo wesoły.
- Hej. Co ty taki w skowronkach.? - spytała Vi.
- Po drodze spotkałem Pauline.
- No i co.? - popędzała Vi.
- Kto to Pauline.? - Wtrąciłam się.
- Taka jedna pusta dziewczyna z mojej szkoły. - Widząc po mojej minie, że nie rozumiem dodała. - Ta, którą nawiedziłaś na meczu.
- Aaa... Ten pustak.
- No dobra, wracając so tematu... - zaczął Harry. - Kiedy ją spotkałem omijała mnie szerokim łukiem i wtedy... Haaaahaaahaaha... Walnęła... Hahahahaha. - Nie mógł z siebie wydusić żadnego słowa, co nas irytowało.
- No mów.! - powiedziałyśmy razem z Vi.
- No dobrze. I ona idąc patrzyła się na mnie i głową walnęła w lampę. Hahahaha. Po chwili podeszła do niej Katrin i jej pomogła wstać, a ja stałem tam i się śmiałem.
           Teraz wszyscy w pomieszczeniu się już śmiali. Widocznie za głośno.
         Do pokoju weszła zirytowana pielęgniarka.
- Można prosić o to, żebyście byli ciszej.?! - Już miała wyjść, ale odwróciła się i dodała - Musicie wyjść, ponieważ minęła już godzina odwiedzin, a poza tym pacjentka musi odpocząć. - Po tych słowach wyszła.
- No dobra. To hej. - pożegnała się Silvia.
- Do jutra. - oznajmił Harry.
- Pa wszystkim.
         Po wyjściu przyjaciół długo rozmyślałam nad tym, jak dowiedzieć się dlaczego tata tak reaguje na widok Vi.
         W końcu zasnęłam...


*Oczami Silvii*

            Szłam z Harry'm w ciszy przez biały korytarz. Po każdej stronie były podwójne drzwi do poszczególnych pomieszczeń i przedziałów. Pod ścianami, na krzesłach siedzieli chorzy ludzie.
- Jak wam się układa.? - zagadnęłam Harry'ego.
         Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Yyy... Dobrze. - odparł. - A ty i Seth.?
         Milczałam. Tak naprawdę nie wiedziałam co odpowiedzieć. Może, że się całowaliśmy.?!
-Ooo... Brawo.!! A tak na przyszłość - pilnuj swoich myśli. - powiedział uśmiechnięty Loczek.
        Poczułam gorące rumieńce na policzkach, przez co Harry zaczął się śmiać.
        Super.!!! Po prosty pięknie.
- Możesz mi opowiedzieć. - powiedział chłopak z szerokim uśmiechem.
- Spadaj. - powiedziałam wesoło.
- Mam ci pogrzebać w wspomnieniach.? - zaśmiał się podnosząc brew.
- Nie masz takiej mocy. - odparłam.
        Powoli zbliżaliśmy się do wyjścia ze szpitala. Przyciągnęłam zamyślonego Harry'ego do sobie, by nie zaliczył bliskiego spotkania ze ścianą.
- Za dużo myślisz. - powiedZiałam.
- Przynajmniej więcej od ciebie. - zaśmiał się.
        Na zewnątrz pożegnałam się z Harry'm przyjacielskim uściskiem i ruszyłam w swoją stronę. Do domu.


                                * * *

- Ale mamo.! Byłam wczoraj zmęczona. Myślisz, że takie siedzenie w celi bez jedzenia i picia nie wyczerpuje.?! - mówiłam zła do mamy.
           Jest zdenerwowana, bo wczoraj nie powiedziałam im, że wróciłam.
- Kochanie, my się o ciebie martwiliśmy. Mama przepłakała wszystkie noce, bo jej jedyna córka zniknęła bez śladu. - dodał łagodnie ojciec.
- PrzeprasZam was. Było późno, a wy pewnie już spaliście. Byłam zmęczona i szybko zasnęłam.
- Dobrze. Idź do pokoju, a ja zrobię kolację. Dziś będziemy mieć gości.! - powiedziała podekscytowana mama.
           Spojrzałam pytająco na rodziców.
- To niespodzianka. - dodała rodzicielka.
         Posłusznie poczłapałam do pokoju.
         Wzięłam prysznic, przebrałam się i upięłam włosy w wysokiego kucyka.
- Kochanie.!!! - krzyknęłam mama z.kuchni.
- IDĘ .!!!
         Zaczęłam powoli schodzić z uśmiechem po schodach gotowa, by przywitać się z Will'em.
         Gdy dotarłam do kuchni mój uśmiech automatycznie zniknął.
         Moje szczęki zacisnęły się na jego widok...

█████████████████████████████████████
Jak się podoba.? ^^
Przepraszamy za opóźnienia. Troszkę się porobiło w naszym życiu. ╮(╯_╰)╭
Zasada " 7 komentarzy = next " obowiązuje dalej ;)
Miłego weekendu ( + piątek) ツ
Pozdrawiamy.!!!!  ت