poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 8.

* Oczami Silvii * 

           W naszym szpitalu Jen opatrzyła mi nogę. Rana nie jest poważna, ale muszę się pilnować.
           Gdy Will mnie znalazł na ławce przed stadionem krzyczał, że jestem nieodpowiedzialna. Nie powiedziałam mu o spotkaniu z Seth'em.
            Chwile rozmyślań przerwali mi moi rodzice, którzy weszli do pokoju.
- Kiedy zaczynamy polowanie.?- zapytałam.
- Ty nigdzie nie idziesz.- odpowiedział surowo ojciec.
- Co ty gadasz.? Jak to nie idę.!? Tato...
- Ojciec ma rację kochanie.- mówiła mama- Nie możesz się narażać. Coś się dzieje, a my nie mamy pojęcia co. Archanioły nie atakują bez powodu.
- Ale tam będzie pełno naszych. Co mi się z nimi może stać.?- Byłam oburzona.
- Posłuchaj mnie młoda damo.- Super kolejny wykład- Jesteś naszym jedynym dzieckiem i nie chcemy cię stracić. Kto po nas przejmie władzę nad watahą gdy ciebie zabraknie.?
- Więc o to chodzi. Nie obchodzi was moje zdanie tylko to, czy ktoś zajmie się tą bandą psów po was.!?- Myślałam, że ich rozszarpię.!- Wyjdźcie z mojego pokoju.
            Ojciec spojrzał na mnie srogo, złapał klamkę i pociągnął. Przepuścił mamę i wyszedł trzaskając drzwiami.
            Leżałam, a łzy wypływały z moich oczu. Jak oni mogli to tak otwarcie mówić.!? Dlaczego Will nie zostanie alfą.!?
            Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno. Na placyku stała cała wataha.
            Czułam, że stanie się coś złego.
            Nagle moją głowę przeszyła myśl. Zobaczyłam w niej Dalię.

* Oczami Dalii *

            Po wspólnym śmianiu, żartowaniu i wygłupianiu się leżeliśmy obok siebie na rozgrzanej ziemi. Zaczęłam znowu rozmyślać o tym co mówił Hazz.
            Nagle Harry zerwał się z miejsca.
- Mam pomysł.!- oznajmił.
- Wystraszyłeś mnie ofermo.!- powiedziałam wstając.
- Przepraszam.- powiedział ze skruchą.- A teraz zaprowadzę cię w wyjątkowe miejsce.- powiedział uśmiechając się  łobuzersko.
- Okej, a gdzie to jest.?- zapytałam ciekawa.
           Loczek spojrzał do góry.
- W lesie.- rzekł z lekko tajemniczym uśmiechem.
                       *  *  * 
           Po 30 minutach spacerowania po lesie, Harry odwrócił się w moją stronę.
- Chodź tu.- Podeszłam.- A teraz zakryję ci oczy chustką.- Wyciągnął z kieszeni spodni czarną bandamkę.
- Po co.?- spytałam troszkę wystraszona.
- Ehhh... Bo to ma być niespodzianka. Nie ufasz mi.?- odpowiedział z szelmowskim uśmiechem. 
          Posłusznie podeszłam stanęłam tyłem do Lokatego. Po chwili już miałam na oczach chustkę i nic nie widziałam.
- Spokojnie zaufaj mi. Będę przy tobie i będę pilnował, żebyś nie walnęła głową w drzewo.- szepnął mi do ucha.
- No dobra to chodźmy.- Zaczęłam powoli iść do przodu.
- Nie tędy.- powiedział i przy okazji nakierował mnie w dobrą stronę.
          Szliśmy i się śmieliśmy z moich potknięć. Aż nagle Harry się potknął, poleciał na ziemię i mnie za sobą pociągnął.
          Leżeliśmy tak i się śmialiśmy.
- Brawo Harry, ale z ciebie łamaga.- powiedziałam śmiejąc się.
- Oh dziękuję za komplement. 
- Dobra chodźmy dalej.- Hazz pomógł mi wstać.
          Po paru minutach drogi zatrzymaliśmy się.
- Jesteśmy już.- szepnął Loczek odwiązując mi chustkę.
          Moim oczom ukazało się piękne, otoczone lasem jeziorko z jakąś dziwną przezroczystą cieczą.
- Ale tu pięknie, Harry.- Odwróciłam się i z zaskoczenia go przytuliłam.- Dziękuje, że mnie tu zabrałeś.- Cmoknęłam go w polik. Zaskoczony moją reakcją zaczerwienił się.
- No proszę nie widziałam, że się rumienisz.- powiedziałam z uśmiechem, a Hazza zakrył dłońmi policzki i się odwrócił.
           Lokaty podszedł do brzegu jeziorka.
- No chodź tu.
           Niepewna podeszłam i zdjęłam czarne trampki.
           Zanurzyłam stopę w cieczy. Szybko odskoczyłam do roześmianego Harry'ego.
- Zimne.!!! Co to jest.!?- spytałam przerażona.
- Hahahaha... to jest woda. Nie bój się jej.- oznajmił roześmiany.- Możesz tu pływać tak jak w lawie. Więc dziś popływamy.!!
           Po jego słowach zaczął się rozbierać do gaci. Ja stałam tam jak wryta i obserwowałam jego umięśniony tors. Co za boskie ciało.!! 
- Ej... nie ładnie tak podglądać.!- krzyknął widocznie roześmiany.- No wiesz dzięki pracowałem na taki efekt.
- Yyyyy... że co.?- zapytałam bardzo wyraźnie zdziwiona.
- Powiedziałaś, że mam boskie ciało.- powiedział przedrzeźniając mnie.
          No nie tylko nie to.! Nie wiedziałam, że powiedziałam to na głos.! Co za wpadka.
- Bo to prawda.- walnęłam. No nie brawo dla mnie.! Co się ze mną dzieje.! 
         Po chwili poszłam śladami Harry'ego i zaczęłam się rozbierać. Kiedy już byłam gotowa weszłam do zimnej wody za Hazzą. A niech to szlag, ale to zimne.!!
- Hej, nie bój się jestem obok.- Przytulił mnie Loczek widząc mój strach, który był zapewne bardzo widoczny na mojej twarzy.
- Dzięki.- Kiedy mnie puścił zaczęłam płynąć. 
         To było takie proste.! Zupełnie jak w Piekle.
         Nagle poczułam, że nie mam gruntu pod stopami i zaczęłam panikować.
         Do tego poczułam zaciskającą się dłoń na mojej nodze, która pociągnęła mnie na dno.
- Harr...- Tylko tyle byłam w stanie krzyknąć i zaczęłam tonąć.
         Po chwili widziałam tylko czerń...

sobota, 29 marca 2014

Rozdział 7.

*Oczami Dalii*
     
       O 8:00 obudził mnie mój nieznośny budzik. Dziś postanowiłam nie iść do sholi ze względu na Hazzę. O 12:00 wychodzi ze szpitala i chciałam z nim porozmawiać.
         Wzięłam relaksujący prysznic, po czym się ubrałam i wyszłam.
       Postanowiłam pójść nad Jezioro Lawy. Było tam piękne dlatego, że od 100 lat nic się w tym miejscu nie zmieniło. Nadal były tam tzw. Skaliste Drzewa.
        Nagle na drugim brzegu jeziora stał Harry, który szedł w moją stronę. Skorzystałam z okazji i postanowiłam pogrzebać mu w głównie.
        Kiedy już prawie się udało, w jego umyśle znalazłam wielką, żelazną ścianę i jak głupia zamiast ją obejść czy coś (nie wiedzieć czemu), zapukałam.
       Poczułam silną energię, która mnie wrzuciła z głowy Harry'ego.
- Ładnie to tak szperać w czyjejś głowie.? - Wystraszył mnie chłopak.
- Kiedyś trzeba. - powiedziałam bez zastanowienia. SZybko zakryłam usta dłonią. - Przepraszam. - rzekłam skruszona.
- Nic się nie stało. - powiedział przesadnie słodkim głosem Harry.
      Zaczęłam się niepohamowanie śmiać, a Harry nie był mi dłużny - po chwili śmialiśmy się razem.

*Oczami Lucyfera*
- To jest ryzykowne, Lucuferze. - powiedział Damon.
- Wiem, ale nie mogę tego tak zostawić. - rzekłem zamyślony.
- To kiedy zaczynamy.?
- Jutro. - rzuciłem.
- No dobra. Wybacz Panie, ale mam pilne sprawy do załatwienia. - oznajmił Damon.
- To zbieraj się i idź. - powiedziałem wychodząc.

*Następny dzień*
    
      
        Obudziłem się o 5:00 rano i zacząłem się szykować do dzisiejszej akcji.
       O 6:03 wyszedłem z Piekła i kierowałem się do umówionego miejsca w wyschniętym korycie rzeki. 
       Na miejscu byli już wszyscy: Corin, Clare, Trevor i (rzecz jasna) Damon.
      Razem udaliśmy się na obrzeża Coldwater.
      Dziś słońca nie było widać, bo przysłoniły je chmury. Świat wydawał się ponury.
      Zaczailiśmy się w krzakach niedaleko białego domu i czekaliśmy.

***
       Kiedy zjawił się nasz cel ustawiliśmy się na naszych pozycjach. Wykorzystałem moją moc i zdematerializowałem się (był niewidzialny).
       Zacząłem podążać za naszym celem, gdy nagle w okolicy pojawił się Conor. Super.! To po planie.!
       Zauważyłem, że Trevor ma zamiar zająć się Conorem. Nie miałem nic przeciwko.
       Kiedy dziewczyna skręciła w uliczkę wkroczyłem do akcji. Rzuciłem się na nią i przycisnąłem do ziemi. Próbowała walczyć, ale walnąłem ją pięścią w skroń tak, że straciła przytomność.
        Po chwili doszedł do mnie Damon i związaliśmy Archanielicę.
- Czas na zemstę. - powiedziałem ze złośliwym uśmiechem.

*Oczami Silvii*
       Rzuciłam się na Setha i zmieniłam się w wilka. Białowłosa Archanielica wylądowała i wbiła miecz dokładnie w miejsce, gdzie przed chwilą stał chłopak.
       Dziewczyna miała na sobie długą, białą suknię. Sięgającą do pasa chusta przykrywała jej bladą twarz. W dłoniach trzymała jeden z legendarnych mieczy archanielskich.
        Archanielica uniosła miecz i ruszyła w moją stronę. Bez chwili zastanowienia rzuciłam się na nią.
        Dziewczyna cięła powietrze bronią z nadzieją, że mnie trafi. Podczas walki pazurami rozrywałam jej ubranie, skórę i skrzydła. Wszędzie leżały białe pióra i sierść. Udało mi się dobrać do jej szyi. Już miałam zatopić w niej kły, ale poczułam pulsujący ból w miejscu, w którym miecz przeszły moją nogę. Zauważyłam, że Archanielica odleciała.
        Całe zajście trwało mniej niż minutę.
        Zmieniłam postać, upadłam i skuliłam się na ziemi kurczowo trzymając się za lewą nogę, w miejscu, gdzie Archanielica zatopiła ostrze.
       Krzyknęłam z bólu.
        Chwilę później poczułam ciepłe dłonie Setha na moim ciele. Wziął mnie na ręce kląc pod nosem.
- Po co to zrobiłaś.?! Mogłaś zginąć.! - Chłopak był strasznie zdenerwowany. - Pomyślałaś w ogóle jakie będą tego konsekwencje.?! Czy ty w ogóle pomyślałaś.?
- Zwykłe " dziękuję " by wystarczyło. - powiedziałam cicho.
       Ból był nieznośny. Jęknęłam, gdy Seth dotknął mojej rany.
- To nie wygląda dobrze.
- Zostaw mnie obok Strumienia. Tam znajdzie mnie patrol.
- Nie  możesz tyle czekać. Ktoś musi obejrzeć to natychmiast. - Czułość w jego głosie mnie dziwiła.
- Co proponujesz.?
       Chłopak się nie odzywał. Chyba sam nie wiedział co ma zrobić.
- Twoja wataha jest jeszcze na stadionie.?
- Nie wiem Seth. Możliwe, że Will został.
- Więc zaniosę cię pod stadion.

***
       Powoli robiło się ciemno. Prawie całą drogę żadne z nas nic nie powiedziało. Wydawało mi się, że napięcie między nami rosło.
        W pewnym momencie Seth zatrzymał się i po raz pierwszy od incydentu z Archanielicą spojrzał mi w oczy.
- Mogę liczyć na twoją dyskrecję.? - zapytał.
- Tak, jeśli ty również zamkniesz gębe i nic nie powiesz. - powiedziałam z uśmiechem, by rozluźnić napięcie.
       Rzeczywiście mi się to udało - Seth zaśmiał się.

***
     Doszliśmy. Chłopak położył mnie na ławce przed stadionem i klęknął przede mną.
- Zasnęłaś. - powiedział uśmiechając się. - Koło wejścia chodzi krótko ścięty szatyn...
- Will. - powiedziałam cicho.
- Dzięki za uratowanie mi tyłka. - Podoba mi się ten jego uśmiech.
       Chłopak zaczął się śmiać. Chyba nie powiedziałam tego na głos.?!!!
- Twój uśmiech też mi się podoba. - mówił - Uważaj na siebie mała. - dodał i zaczął się oddalać.
- Dziękuję Seth.
       Chłopak obrócił się do mnie, uśmiechnął się i zniknął pośród drzew.
- WILL.!!!!

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 6.

* Oczami Silvii *
         
                 Leżałam w ludzkiej postaci na łące w głębi lasu. Wokół rosły rozłożyste drzewa. W pogodne dni promienie słońca przechodzą przez liściastą powłokę rzucając jasną poświatę na polankę.
                 Często przychodzę tu i myślę o wszystkim co mnie trapi. Lubię to miejsce. Jest tak spokojnie i cicho.
                Nadal pojedyncze łzy sporadycznie spływały po mojej twarzy.
               Nagle podniosłam się do pozycji siedzącej. Usłyszałam za sobą trzask łamanych gałęzi. Obróciłam głowę, by spojrzeć do tyłu. Pomiędzy drzewami stał czarny Wilk. Ten, który uratował mnie przed Łowcą.
              Podniosłam się z ziemi i stanęłam naprzeciwko Wilka. Dzieliło nas zaledwie 8 metrów. Dziś się już nie bałam.
              Wilk stał nieruchomo patrząc mi prosto w oczy, jakby nie spodziewał się, że kogoś spotka.
- Co ty tu robisz.?-  zapytał.
- O to samo mogę zapytać ciebie.- rzuciłam  zwyczajnie.
             Wilk podszedł bliżej, zmniejszając odległość między nami.
- Po co tu przyszłaś.? Nie mało masz problemów.?- powiedział oschle.
- Śledzisz mnie.?- zapytałam zdziwiona- A tak w ogóle co cię obchodzi moje życie. Nie masz swoich zmartwień.?!- podniosłam głos.
            Wilk skoczył w moja stronę. Zrobiłam krok w tył i zmieniłam postać. 
            Warknęłam na niego. W odpowiedzi rzucił się na mnie, ale byłam na to gotowa. 
            Zrobiłam unik, tym samym unikając ostrych pazurów przeciwnika. Wykorzystałam sekundy przewagi i ugryzłam Wilka w kark, przewracając go na ziemię i przytrzymując go łapami.
- Nie jesteś taka słaba jak przypuszczałem.- powiedział rozweselony.- Gdybyś wtedy nie stchórzyła, powaliłabyś Łowcę raz dwa.
                    Wilk Patrzył się na mnie znacząco.
- Możesz już ze mnie zejść nic ci nie zrobię.
            Po krótkim rozważaniu za i przeciw, powoli zeszłam z niego i cofnęłam się o parę kroków. To był mój błąd. Wilk podniósł się i skoczył w moją stronę. Powalił mnie na ziemię.
- Jesteś zbyt ufna mała.- Był zwyczajnie rozbawiony przebiegiem zdarzeń.
           Miał rację. Tylko jak mam się uwolnić spod jego czarnego cielska.?
- A ty jesteś zbyt pewny siebie.
          W tej samej chwili ugryzłam go mocna w przednią łapę. Wilk zawył z bólu i jego napór zelżał, więc zwinnym ruchem wyczołgałam się spod niego i stanęłam naprzeciwko.
          Spojrzał na mnie ze złością w oczach i zmieniła postać na ludzką.
          Moim oczom ukazał się przystojny, szczupły szatyn o piwnych oczach. Jego włosy były krótkie, lekko postawione.
         Miał na sobie ciemną koszulkę, która zakrywała umięśniony tors.
        Chłopak uśmiechnął się do mnie. Zorientowałam się, że trochę za długo mu się przyglądam. Co za wpadka.
        Również zmieniłam postać i od razu poczułam znajome ciepło na policzkach. Tylko nie to.!
        Chłopak zaśmiał się donośnie, a mnie ogarnął jeszcze większy wstyd. No pięknie.! Pewnie teraz jestem bordowa.?
        Facet w końcu przestał się śmiać i wyciągnął do mnie rękę, tą samą, w którą go ugryzłam.
- Jestem Seth.- uśmiechnął się.
- Silvia.- powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
        Gdy puściłam jego rękę usłyszałam cichy szum dochodzący z góry. Spojrzałam na niebo, by sprawdzić co wydaje ten dziwny dźwięk.
        To co zobaczyłam kompletnie mnie przeraziło. Myślałam, że gorzej być nie może...

* Oczami Lucyfera * 

       Wściekły leciałem do królestwa Krwiopijców, które było wysoko w górach. Nie może tak być, że Conor prawie zabija mi córkę, moją jedyna potomkinie i jednego z najlepszych Łowców.
      Gdy doleciałem na miejscu pierwszy przywitał Damon.
- Witaj Lucyferze. Co cię sprowadza do naszego królestwa.?- spytał przyjaźnie.
- Witaj Damonie. Musimy porozmawiać.- Rozejrzałem się.- Ale nie tutaj.
- Oczywiście chodźmy do gabinetu.-
       W gabinecie przeważały ciemne kolory. W większości czerń i czerwień. Usiadłem na wygodnym skórzanym fotelu przy biurku.
- No to mów o co chodzi.- powiedział Damon.
- Conor przegina. Dziś o mało nie zabił mi córki i Łowcy.- rzekłem poddenerwowany.
- Bardzo mi przykro. U nas też już parę razy i nie było miło.- oznajmił.- Więc co proponujesz.?
- Ja bym zrobił tak...

* Oczami Dalii *

       Po zejściu do Piekła Harry'ego przeniesiono do szpitala. A ja szybko poszłam do mojego pokoju. Wzięłam gorący prysznic i się ubrałam.
       Szybko poleciałam do szpitala.
       Kiedy już byłam na miejscu znalazłam dyżurną.
- Przepraszam. Gdzie leży Łowca został niedawno przywieziony nieprzytomny.
- A ty kim jesteś, że chcesz wiedzieć.?- spytała z kpina w głosie. NO nie tym to mnie wkurzył  ten wredny babsztyl.
- Jestem córką Lucyfera. Ojciec kazał mi sprawdzić jak się miewa Harry.- powiedziałam specjalnie z wyższością.- Więc, w którym pokoju on leży.
- 205.
- Dziękuję.- powiedziałam idąc w stronę pokoju.
        Gdy byłam przed drzwiami pokoju, gdzie leżał Hazz bałam się wejść i tego co tam zobaczę. Drżącymi dłońmi otworzyłam drzwi.
        Harry leżał tam nieprzytomny w białej pościeli, przyczepiony do paru piszczących maszyn. 
        Stałam tam i patrzyłam ze smutkiem na jego spokojną i poranioną twarz. Czułam,że po moich policzkach powoli spływają rozgrzane łzy.
        Po chwili usiadłam na taborecie obok łóżka i obserwowałam jego regularny oddech i to jak jego umięśniony tors podnosi się i opada. Po chwili chyba zasnęłam bo urwał mi się film.
        Ze snu wybudził mnie głos z chrypką.
- Hej Dalia obudź się.- powiedział lekko zaspany.
- Mhhmm...- Spojrzałam na Loczka- Harry obudziłeś się.! Jak się czujesz.? Boli cię coś.? Wezwać lekarza.?...
- Ej ej ej... Spokojnie jest dobrze, tylko bolą mnie biodra i trochę twarz.- przerwał mi z uśmiechem.
- To dobrze martwiłam się.- oznajmiłam po czym poczułam na mojej twarzy ciepłe rumieńce. Nie, nie, nie tylko nie rumieńce.!
- Lubię kiedy się rumienisz. Wyglądasz wtedy tak bezbronnie.- powiedział patrząc mi w oczy z lekkim uśmieszkiem.
       Uśmiechnęłam się do niego, bo na nic lepszego nie było mnie stać. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Takich słów to ja się nie spodziewałam.! 
      Kiedy miałam mu już odpowiedzieć do pokoju wszedł lekarz i musiałam wyjść.
      Jak lekarz wyszedł z pokoju, gdzie leżał Harry podeszłam do niego.
- Przepraszam. Mam pytanie za ile dni Łowca będzie mógł wyjść ze szpitala.?
      Lekarz spojrzał na mnie spod swoich krzaczastych brwi z niepewną miną.
- Jutro go wypuścimy o 12.- rzucił obojętnie. Odwróciłam się na pięcie i już miałam wejść do pokoju Harry'ego, kiedy zatrzymał mnie zrzędliwy lekarz.
- Zaczekaj młoda damo. Czas wizyt minął już dobrą godzinę temu. Więc proszę skierować się do wyjścia.- oznajmił ostro lekarz.
- No dobrze. Do widzenia.- powiedziałam idąc w stronę drzwi wyjściowych.
       Jak wróciłam do pokoju to od razu rzuciłam się na moje ukochane łóżko. Dosyć długo rozmyślałam o słowach Hazzy. Co to ma znaczyć.?
                                                                            I jak podobało się.? ;)

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 5.

    * Oczami Dalii *

               Kiedy gwałtownie skręciłam biały Wilk zaczął spadać na dno wąwozu. 
           Podeszłam i stałam tam patrząc ze złośliwym uśmiechem, jak (już przemieniona) dziewczyna spada w dół. Już miałam odejść, ale jakaś cząstka mnie krzyczała, że nie mogę jej tak zostawić. 
            Po trochę za długim namyśle zdecydowałam. Momentalnie się przemieniłam po czym rzuciłam się w urwisko za nastolatką.
           Nie mogłam jej dogonić, więc szybko złożyłam skrzydła wzdłuż ciała. Za wiele to nie dało, ale po chwili złapałam czarnowłosą za ramiona.
                 Położyłam dziewczynę na dywanie z mchu i już odwróciłam się na pięcie, żeby pójść w swoim kierunku. Jednak nie mogłam jej tam zostawić nieprzytomnej.
               Podeszłam i zaczęłam budzić nastolatkę.
- Halo.? Hej obudź się.! Słyszysz ty mnie.?
Chwile później czarnowłosa zaczęła się wybudzać.
- Nic ci nie jest.?- spytałam zatroskana.
- Gdzie ja jestem.?- spojrzała w moja stronę i się na mnie rzuciła. Odepchnęłam ją i przycisnęłam do ziemi.
- Może grzeczniej.? Uratowałam ci życie, a ty w zamian za to się na mnie rzucasz.?!- wykrzyczałam jej w twarz.
- Czemu to zrobiłaś.?- zapytała wściekła - Żeby mnie teraz wykończyć.?
- Eeee... sama nie wiem czemu to zrobiłam, coś we mnie krzyczało, że nie mogę cię tam zostawić żebyś spadła i umarła.- Dziewczyna spojrzała na mnie ze zrozumieniem. - A w ogóle to jestem Dalia, a ty.?- powiedziałam schodząc z nieznajomej.
- Silvia, dzięki za uratowanie mi tyłka. Przepraszam, ale muszę już iść. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.- krzyknęłam za nią i poszłam w stronę wejścia do Piekła, które było głęboko w lesie.
                Czułam, że nie jestem sama, ale nie mogłam wyczuć kto mnie śledzi. Gdy poczułam, że ta osoba się na mnie rzuca, odruchowo chciałam odlecieć, ale to nic nie dało.
                Nagle nie wiadomo jak byłam przyciskana do drzewa.
- Puszczaj mnie Conor.!- syknęłam przez zęby.
- No proszę jaka odważna.- zakpił ze mnie Archanioł.- Nic z tego złotko. Musisz mi powiedzieć parę rzeczy.
- Nic ci nie powiem.- wrzasnęłam.
- Uparta jak ojciec.- Pokręcił powoli głową.- A teraz mów, po co byliście na stadionie.- rozkazał groźnie.
- Serio.? Niby taki archanioł, a nie wie hahaha...- zaśmiałam mu się w twarz.- Żałosne.
- Byłem tylko ciekaw czy powiesz.- uśmiechnął się do mnie ,, słodko ''.- A teraz łaskawie powiedz mi, gdzie jest nowa brama do Piekła.
- I ty myślisz, że ci powiem.? Niedoczekanie.!- Wykrzyczałam.
                I w tej chwili Conor zaczął mnie dusić.
                Powoli mi świat znikał, gdy nagle usłyszałam warczenie i poczułam ulgę. Wzięłam parę głębokich wdechów.
                Spojrzałam przed siebie i ujrzałam Conora i Vi ( jako Wilka) stojących na przeciw siebie. Wilczyca groźnie warczała na Archanioła, który szykował się do ataku.
                W pewnym momencie spomiędzy drzew wyskoczył Harry i rzucił się na Conora. Wystraszona odskoczyłam do tyłu co nie było mądrym pomysłem bo boleśnie walnęłam w drzewo. Kiedy próbowałam rozmasować obolałe łopatki, podeszła do mnie, już przemieniona, Silvia.
- Nic ci nie jest.? - spytała zatroskana.
- Już jest dobrze. Wielkie dzięki.- Przytuliłam Vi.- Zrewanżowałaś mi się.
               Nagle Conor odleciał nim zdążyłam spojrzeć na niego i Hazzę. Szybko podbiegłam do Loczka.
               Zorientowałam się, że nie oddycham, a po mojej twarzy spływają rozgrzane łzy. 
                Harry leżał tam nieprzytomny i poraniony. Podeszłam do niego na trzęsących się nogach. Usiadłam obok i położyłam jego głowę na moich kolanach, a jego dużą i już lekko zimną dłoń ujęłam w moje rozgrzane dłonie.
                Poczułam, że Silvia mnie przytula. 
- Będzie dobrze.- Zaczęła mnie pocieszać.
- Musisz uciekać. Wezwałam telepatycznie tatę i Carlosa.- Spojrzałam na nią. - No już uciekaj.!!!
                Widziałam jak biała Wilczyca się oddala i już za chwilę zjawili się tata z Carlosem.
- Co tu się stało.?!- zapytał rozzłoszczony tata.
Po czym  podszedł do mnie kucnął i mocno przytulił.
- C-c-conor.- Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
- Carlos wezwij jeszcze Luka i Alana zabierzcie stąd Dalię i Harry'ego.- rozkazał.
               Ucałował mnie w głowę i odleciał.
* Oczami Silvii *

               - No już uciekaj.!!!- pogoniła mnie Dalia.
               Bez dłuższego namysłu. Zmieniłam się w puszystego, białego Wilka. Zerknęłam jeszcze na brunetkę i jednym susem wskoczyłam między drzewa.
               Biegłam jak najszybciej potrafiłam. Nie miałam pojęcia, co się dzieje z moimi przyjaciółmi. Najbardziej martwiłam się o Sama, bo to on został sam z Lucyferem.
               Najprzedziwniejsze jest to, że Dalia uratowała mnie przed śmiercią, a ja byłam gotowa ja zabić. Co nią wtedy kierowało.? Jak z bezdusznego Demona zmieniła się współczującą dziewczynę.
                           * * *
               Zatrzymałam się przed Willem. Wszyscy już czekali. Zmieniłam Wilczą postać na ludzka.
- Nic ci nie jest Silvia.?- zapytał mnie Will.
- Nie.- Zlustrowałam wzrokiem przybyłych.- Co się dzieje z Samem.? Dlaczego go tu nie ma.- pytałam Willa rozglądając się.
- Odezwiesz się w końcu.??
              Wszyscy patrzyli na niego ze... współczuciem.?
              Will odciągnął mnie od reszty i spojrzał mi w oczy.
- Gdzie... jest...Sam.?!- mówiłam zdenerwowana.- Powiedz coś.! Will...- Wypowiedziałam łagodnie jego imię. Zawsze go to rusza.
              Chłopak westchnął i spuścił wzrok.
- Silvia...Sam...ten...- spojrzał na mnie.- Sam nie żyje. Lucyfer go zabił. To chciałaś usłyszeć.?- powiedział ze złością. 
              Moje oczy momentalnie zaszkliły się. Ciepłe łzy zaczęły powoli spływać po moich policzkach, stopniowo zamieniając się w słony wodospad.
              Will podszedł i przytulił mnie mocno. Wtuliłam się w jego tors i płakałam. Cała się trzęsłam.
              Sam był dla mnie kimś ważnym. Gdy byłam mała zostawał ze mną podczas nieobecności rodziców, uczył mnie bić się i opowiadał o polowaniach. Po prostu kochałam go jak brata. Ostatnio nie mieliśmy czasu na spotkania, ale kochałam go tak samo przez cały czas.
              Nie wytrzymałam. Wyrwałam się z objęć Willa, przybrałam postać Wilka i popędziłam przez las. Nie bacząc na drogę. Słyszałam za mną coraz cichsze wołania watahy.
                                                                                  I jak podoba się.? ;)


niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 4.

*Oczami Dalii*
       Nasza grupa zbliżała się do wyjścia na ziemię. Rozejrzałam się wokół, ale nigdzie nie zobaczyłam Hazzy.
       Gdy wyszliśmy poczułam przyjemny powiew wiatru. Niebo było bezchmurne, a słońce grzało. Pogoda idealna na mecz.
***
    Wchodząc na stadion rozdzieliliśmy się.
     Trybuny były przepełnione młodzieżą i po części starszymi ludźmi. W powietrzu unosił się odór potu.
      Tata wziął mnie pod rękę. Kierowaliśmy się w stronę loży, gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać.
     Gdy wyszliśmy do środka ojciec usiadł w pierwszym rzędzie, a ja trochę dalej od niego. Rozglądałam się za celem do zabawy.
       Po chwili na murawę wyszły cheerliderki. Tańczyły w rytm muzyki wymachując pomponami.
       Wybrałam brunetkę, która była liderką grupy. Skupiłam się na niej i nagle znalazłam się na szczycie piramidy.
      Zaczęłam wydawać dzikie okrzyki indian i skakałam na dłoniach podtrzymujących mnie dziewczyn.
- Pauline, co ty odwalasz? - syknęła blondynka pode mną.
       Zaskoczyłam z piramidy i usiadłam na ławce, jakby nic się nie stało.
       Kiedy zawodnicy zaczęli grać wybiegłam na boisko. Złapałam piłkę i zaczęłam biegać pomiędzy nimi nie dając się złapać. Śmiałam się i naśladowałam odgłosy zwierząt. Nagle jakiś zawodnik rzucił się na mnie i moja zabawa dobiegła końca.
     Wróciłam do swojego ciała i zaczęłam się niepohamowanie śmiać, tak, jak publiczność.
- Niezła akcja. Dobrze, że twój ojciec wziął cie z nami. - usłyszałam roześmiany głos loczka.
- Dziękuję. - Spojrzałam na niego. - Co ci się  stało w twarz? - zapytałam zaniepokojona.
- Od kiedy się tak o mnie martwisz? - powiedział z uśmiechem i dodał - To nic takiego. Mała walka z Wilkiem.
     Patrzyłam na jego piękne, zielone tęczówki. Nie mogłam oderwać od nich wzroku.
- Dziękuję. Ty też masz ładne oczy. - powiedział Hazz.
-  Że co? Ja nic nie mówiłam! - odpowiedziałam na maksa zdziwiona.
- Przed chwilą powiedziałaś, że mam ładne oczy. - powiedział z uśmiechem Lokaty.
     Brawo dla mnie. Ale wpadka!!!
     Nagle, jak na zawołanie, zrobiłam się czerwona, jak burak. Harry wpadł w śmiech. Tak, śmiej się, śmiej, póki jeszcze możesz. - pomyślałam.
- Harry, cZujesz to? - zapytałam.
- Ale co? - odpowiedział i skupił się na wyłapywaniu tego co ja.
- Wilki tu są. - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
*Oczami Silvii*
     Całą noc nie spałam. Moje myśli powracały do spotkania z Łowcą i czarnym Wilkiem. Nikomu nic o tym nie powiedziałam. Byłam zbyt roztrzęsiona.
      Od rana chodzę przybita, ale muszę się ogarnąć. Dzisiaj mecz, a mecz oznacza kłopoty.
      Wczoraj, podczas zebrania ( na którym nie byłam ) rodzice wyznaczyli mnie, Sama, Willa, Matta i Rose do patrolu podczas meczu.
       Dziś zebraliśmy się na placyku i Will wraz z Samem zapoznali nas z planem działania.
***
     Wysiedliśmy z auta przed bramą stadionu, a Will i Sam przydzielili nam zadania. Ja oczywiście dostałam najmniej ryzykowne - obserwacja i zakaz zbliżania się do Demonów. Świetnie!!!
     Weszliśmy przez stadionowy tunel pod trybunami. Do nosa uderzył mi odór potu i niewyraźny smród siarki.
      Wszyscy rozchodzili się na swoje stanowiska.
       Miałam już ruszyć, ale zatrzymała mnie czyjąś ręką na moim ramieniu. Odwróciłam się i poczułam jak Sam przyciąga mnie do siebie.
- Uważaj na siebie. - powiedział ze sztucznym uśmiechem, mierząc mi włosy.
- Ty też uważaj Sam. - odpowiedziałam i dodałam - Will, ty też uważaj.
      Chłopak uśmiechnął się w odpowiedzi.
      Gdy Sam mnie puścił zrobiłam krok w tył i odwróciłam się na pięcie. Usłyszałam śmiech widowni.
      Po boisku biegała dziewczyna w stroju cheerliderki z piłką w dłoniach. Jeden z zawodników rzucił się na biedną brunetkę. Nie powiem, to było zabawne.
      Gdy wytężyłam wzrok zauważyłam, że z dziewczyny ulatnia się szarawy dym - oznaka opętania przez Demona.
      Obłok zaczął się szybko przemieszczać w stronę loży. Tam muszą być Demony!
- Will, gdzie jesteście? Demony są w loży. - powiedziałam przesyłając tę myśl Willowi.
      Kierowałam się w stronę, gdzie znajdują się nasi wrogowie. Po chwili obok mnie szedł Will.
- Skąd wiesz, że tam są Demony? - zapytał.
- Nie oglądałeś tej akcji z brunetką biegającą po boisku? Była opętana... Wokół niej unosił się szarawy obłok dymu... Przestaniesz się tak dziwnie na mnie gapić!? To denerwuje! - Nic nie odpowiedział.
    Weszliśmy do loży i zobaczyliśmy pięć śmiejących się Demonów i jednego siedzącego bez ruchu. Oglądał mecz. Chwilę później stanęły przy nas pozostałe Wilki.
- Wilki tu są!
      Demon oglądający mecz podniósł raptownie swój szanowny tyłek i obrócił się do nas przodem. W jego oczach można było zobaczyć płomienie furii.
-Lucyfer. - rzucił oschle Sam.
- Harry, zabierz ją stąd, a reszta wracać! - powiedział Król Piekieł.
     Demony wybiegły drugim wyjściem, a nasi rzucili się w ślad za nimi zostawiając w pomieszczeniu mnie, Sama i Lucyfera.
- Idź stąd Silvia. - powiedział do mnie Sam.
- Ale Sam... - Chłopak nie dał mi dokończyć.
- Idź!
     Posłusznie wybiegłam z loży i ruszyłam śladem pozostałych. Biegałam przez korytarze, aż natrafiłam na parę Demonów stojących w mroku stadionowego tunelu.
- Jeśli jakiś Wilk zacznie cię gonić kieruj się w stronę bramy. Nie zmieniaj postaci, dopóki Wilk cię nie dorwie.
- Boję się Harry.
     Zmieniłam postać i warknęłam na Demony. Widocznie się przestraszyły, bo uciekły i poza stadionem rozdzieliły się.
       Ruszyłam za dziewczyną. Miała brązowe, lekko kręcone włosy. Była szczupła i wysoka. Wydawała się słabsza od lokatego chłopaka.
      Brunetka wbiegła w las. Była dość szybka, ale i tak byłam szybsza.
      Raz prawie ją zgubiłam, ale las to mój drugi dom, więc szybko ją odnalazłam.
      Drzewa zaczynały się przerzedzać, a leśna trawa zmieniała się z każdą chwilą na miękki mech.
      Nagle dziewczyna gwałtownie skręciła, a ja zamyślona biegałam zbyt szybko. Nie zdążyłam wyhamować i stoczyłam się po skalistym zboczu.
       Zmieniłam postać na ludzką, by zwolnić opadnie na dno wąwozu, bo wilcze cielsko waży więcej.
      Na szczęście spadała blisko ściany wąwozu.Złapałam się wystającej półki skalnej raniąc przy tym dłonie. Z moich ust wydobył się cichy jęk.
      Próbowałam się podciągnąć. Udało mi się zarzucić nogę na skałę.
       Wspięłam się na półkę i odetchnęłam z ulgą.
        Do moich uszy dobiegł dziwny dźwięk.
       Momentalnie skała lekko pękła. Nie mogłam utrzymać równowagi, zatoczyłam się do tyłu i ponownie zaczęłam spadać na dno wąwozu.
       Nie wiem kiedy straciłam przytomność...

sobota, 22 marca 2014

Rozdział 3.

*Oczami Dalii*
    
      Gdy weszłam do sholi Hazzy przy mnie już nie było. Poszłam do szafki po książki. Gdy sięgałam po nie, wpadła na mnie moja przyjaciółka Bri.
- Hej. - przywitała się.
-No hej.
- Widziałaś tego nowego z lokami na głowie? Co za ciacho!!! - mówiła podekscytowana Bri.
- Taa... Widziałam go. Nic szczególnego. - skłamałam.
     Czułam na mojej twarzy gorące rumieńce.
- To czemu się czerwienisz, jak o nim wspominam? - spytała ze złośliwym uśmieszkiem dziewczyna.
- Emm... Sorka, muszę już iść na demonologię - powiedziałam odchodząc.
- No dobra. Słyszałam, że Loczek też ma teraz demonologię. - Puściła do mnie oczko i odeszła śmiejąc się.
     Niezadowolona powędrowałam do klasy i zajęłam swoje miejsce na końcu.
     Zaczęłam uczyć się w obawie, że nauczyciel zrobi kartkówkę.
      Niespodziewanie usłyszałam przy uchu dobrze mi znany głos.
- Cześć Dalia.
- Hej Hazz. - powiedziałam niezadowolona.
- Twój ojciec ogłosił zebranie po trzeciej lekcji. Mamy się tam pokazać. - mówił przewracajac oczami.
- Ciekawe, co tym razem wymyślił. - powiedziałam ironicznie.
    W tym momencie do klasy wszedł Pan Wargal.
...
      Po trzech lekcjach wyszłam ze szkoły w kierunku Placu Zebraniowego. Przeciskałam się przez tłum zgromadzonych, by stanąć blisko podestu. Niedaleko zauważyłam Harry'ego, przy którym nie mogłam racjonalnie myśleć.
- Drodzy poddani! Dostałem informację od naszych zwiadowców, że w Coldwater ma odbyć się niedługo wielki mecz! - powiedział ojciec.
- I co z tego? - zapytał Carlos.
- Może dasz mi dokończyć? - zapytał sarkastycznie Lucyfer. - Więc, jak już mówiłem, odbędzie się niemały mecz. Muszę zbadać, jak się mają sprawy na ziemi, dlatego zabiorę ze sobą Harry'ego, Carlosa, Alana, Luka i moją córkę Dalię. - Wskazał na mnie palcem i dodał - Nie schrzań tego.
    No i ja to rozumiem!!! Dalia wkracza do akcji! Będzie się działo, oj będzie.
     Harry też idzie na ziemię. Mam nadzieję, że nie stracę przy nim rozumu.

*Oczami Silvii*
   
       Po szkole, razem z Bellą wybraliśmy się do Milesa. Mieszkał daleko od szkoły, ale spacer dobrze nam zrobił.
    Bella zapukała i zrobiła krok w tył. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stała wysoka, zgrabna blondynka. Bells i ja spojrzałyśmy na siebie.
- Cześć. Jestem Monic. - powiedziała z uśmiechem. - Wy pewnie jesteście Silvia i Bella.
- Jest Miles? - zapytałam.
- Miles? Yyy... Niee. Wyszedł gdzieś.
- A można wiedzieć, skąd się znacie? - powiedziała Bells.
- My... Z... Emm... Jestem jego kuzynką. - mówiła ze sztucznym uśmiechem.
- Choć Vi. Milesa "nie ma", więc nic tu po nas. - zaśmiała się brunetka.
- Do zobaczenia! - krzyknęła za nami Monica.
-Tobie też się wydawało, że ona coś kręci? - zapytała mnie Bella, gdy się oddaliłyśmy.
- Na kilometr śmierdziało od niej kłamstwem.
     Chodziliśmy jeszcze godzinę po mieście. Odprowadziłam Bells pod dom i ruszyłam na autobus powrotny.
      Szłam starszą częścią Coldwater. Nie mieszkało tu zbyt dużo ludzi.
     Miałam wrażenie, że nie jestem sama. Poczułam lekki odór siarki.
     Odwróciłam się i poczułam mocne uderzenie w brzuch. Poleciałam prosto w stertę kartonów stojących w przerwie między blokami. Chciałam wstać, ale czyjś żelazny uścisk zacisnął się na moim gardle. Ciemna postać podniosła mnie i przyparła do muru. Zobaczyłam jedynie intensywnie czerwone oczy i czarną szatę do ziemi z ogromnym kapturem naciągnięty na głowę postaci.
      To był Łowca Lucyfera - jeden z silniejszych Demonów.
      Potwór zbliżył swoją twarz do mojego ucha. Poczułam chłód jego oddechu, gdy zapytał:
- Mecz, która to szkoła?
      Nic nie mówiłam. Nie mogłam. Patrzyłam na zmorę ze złością i odrazą.
     Łowca wstrząsnął mną i zadał to samo pytanie.
- Nic ci nie powiem frajerze! - warknęłam.
    Czarna postać wyciągnęła do mnie kościstą dłoń z długimi pazurami i przystawiła ja do mojej twarzy.
     Usłyszałam potworny śmiech Łowcy. Zamachnął się i już miałam krzyknąć z bólu, ale nic mi się nie stało.
      Zmora wydarła się i puściła moje gardło. Od razu zmieniłam postać na wilczą i miałam zamiar skoczyć na Łowcę, ale ktoś mnie wyprzedził.
    Wielki, czarny wilk rzucił się na zmorę. Widziałam błysk kłów, krew, strzępy szmaty i futra. W mroku ledwie rozróżniałam kształty obu postaci.
      Walczyli zawzięcie, aż zjawa odeszła. Po prostu rozpłynęła się.
     Wilk jeszcze chwilę powęszył i spojrzał na mnie. Miał duże, piwne oczy.
     W naszej watasze nie ma czarnego wilka.
     W tej chwili ogarnął mnie strach, ale byłam gotowa do walki
.
- Nic ci nie jest?- zapytał wilk w myśli. ( Wilki mają zdolności telepatyczne )
     To pytanie kompletnie mnie zdziwiło. Przecież jesteśmy wrogami!
      Zorientowałam się, że Wilk czeka na moją odpowiedź.

- Wszystko w porządku.- odparłam.
- To dobrze.- powiedział i już go nie było.

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 2.

                         * Oczami Silvii *

           Lunch to jedna z najgorszych przerw szkolnych. Cała szkoła zbiera się w stołówce i je tanie żarcie serwowane przez leniwe kucharki. Czasem trudno jest wytrzymać wśród takiej gromady ludzi. Mój nos jest oburzony. Mam czujny węch, a ludzie tak bardzo śmierdzą. Chyba wolę siarkowy odór Demonów od ludzkiego potu.
           Jeszcze nie wspominałam o szkolnej selekcji uczniów na: Frajerów, Kujonów, Sportowców, Cywilów i Gwiazdy.Na szczęście zaliczano mnie do Cywili, a wszystko dzięki Bells i Milesowi. Pozostałe wilki z mojego stada również mieszczą się w tej grupie.
           W grupie Gwiazd szkolnych są cheerliderki, przystojni sportowcy i Wilki z Pełni Księżyca- nasi wrogowie. Mamy zakaz walk na terenie miasta, a szczególnie szkoły. Chętnie skopałabym parę ich wilczych tyłków, ale Will ciągle powtarza ,, Nie wdawaj się w bójki, póki nie będzie dobrego powodu. ''
           Siadłam z Bellą przy naszym stoliku. Jest on ustawiony centralnie przy oknie. Siedziałam tyłem do reszty uczniów. Czułam na swoich plecach czyiś wzrok. Pewnie jakiś przechodzący uczeń, czy ktoś inny. Nic specjalnego...
- Więc kochana, przyjdziesz na mecz.?- spytała z pełną buzią Bella.
-Muszę.- powiedziałam bez chwili zastanowienia.
             Ciągle myślałam, kto się na mnie patrzy. Mój szósty zmysł mówi mi, że...
- Co się z tobą dzieje.! Cały czas mi tu odlatujesz. Co jest grane.?-
- To nic takiego Bells. Myślę o mojej warcie. Will ciągle narzeka, że daję się nabrać.- powiedziałam, żeby ją uspokoić.
             Gdy Bella skończyła lunch udałyśmy się na biologię. Moje myśli zastąpiła kartkówka, której się spodziewałam.

                     * Oczami Dalii *

             Biegłam ile sił w nogach, ale ten ktoś mnie doganiał.! Gdy zbliżyłam się do końca korytarza już miałam skoczyć i lecieć gdy nagle poczułam zaciskającą się na moim ramieniu rękę. Nim się spostrzegłam byłam przyciśnięta do ściany, przed sobą widziałam zakapturzoną postać.
             Z rozpaczy zaczęłam krzyczeć.
- Kim ty jesteś bydlaku.?!-
- Może grzeczniej.?- odpowiedział spokojnie.
- A może zdejmiesz kaptur czy wolisz rozmawiać z anonima.?- powiedziałam sarkastycznie.Gdy nieznajomy ściągnął kaptur ujrzałam burzę brązowych loków i zaczesaną do góry grzywkę. Rysy twarzy miał ostre, ale w pewien sposób delikatne. Spod ciemnego płaszcza było widać czarną bluzkę opinającą umięśniony tors. Figurę też miał idealną, w ogóle cały był jakiś taki perfekcyjny. Kiedy spojrzałam w jego czerwone oczy zaczęłam rozmyślać jakiego koloru są na ziemi ( bo w piekle każdy ma czerwone ).
- Halo.! Piekło do ... w ogóle jak ty masz na imię.?- wyrwał mnie z zamyśleń nieznajomy.
- C-c-co.?- speszona odpowiedziałam.
- J-a-k m-a-sz n-a i-m-i-ę.?- zapytał roześmiany loczek.
- Yyyy... Dalia, a ty.?-
- Harry. Kim jesteś.?- uśmiechnięty spytał.
- Ale jak to kim.? - kompletnie zdziwiona odpowiedziałam.
- Ehhh... Ja jestem Łowcą Lucyfera pierwszej klasy, a ty.?- 
- Ohh.. o to chodzi, ja nikim nie jestem. Nie wiedziałam, że tata ma Łowców. A tak w ogóle co tu robisz oprócz zabierani mi czasu.?- spytałam zirytowana.
- Hmmm... zgubiłem się. Przeniesiono mnie do sektoru 1 i nie wiem gdzie mam pokój. Może mi pomożesz.?- zapytał loczek. Zdziwiło mnie to, że Łowca nie wie gdzie to jest.
- Jaki masz numer pokoju.?-
- 209.  A chodzisz do sholi bo jestem nowym uczniem i nie wiem gdzie to jest.- oznajmił Harry. 
          Mnie po prostu na miejscu zamurowało bo tak się składa, że ja mam pokój z numerem 210.! I do tego jeszcze ta sama shola. Przypadek.? Nie sądzę. Mam nadzieję, że przynajmniej lekcje będziemy mieć osobno.
- Okej. Chodźmy tędy.- zaczęłam iść w stronę sektoru 1.
          Gdy już doszliśmy na miejsce Harry uśmiechnął się do mnie.
- Dzięki za przyprowadzenie mnie. A ty gdzie masz pokój.?- zapytał opierając się o ścianę.
- Dokładnie obok ciebie.- powiedziałam wskazując drzwi.
- No to się cudownie składa, że będziemy sąsiadami.- powiedział uśmiechnięty.
- Też się cieszę.- odpowiedziałam sarkastycznie.
- Do jutra Dalio.- Powiedział podchodząc do drzwi swojego pokoju.
- Do jutra, a jutro o 9:00 idziemy do sholi.- oznajmiłam.

                     * 2 Dzień *

          Kiedy budzik zadzwonił, wygramoliłam się z łóżka i wzięłam prysznic. Następnie się ubrałam, po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wyszłam i przywitałam się z loczkiem.
- Hej Hazza.-
- No hej.- odpowiedział. W ciszy poszliśmy do sholi.
                                                                                     Hej mamy nadzieję, że się podobało ;) Swoje opinie piszcie w kom. to dla nas ważne. Wiemy, że w tych 2 rozdziałach nie dzieje się za wiele, ale już od 3 to się zmieni ;) 

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 1

ROK 2014
*Oczami Dalii*
      Siedziałam w moim pokoju, który znajdował się w sektorze 1. Pod oknem stało moje żelazne łóżko z czarną ramą, a na nim moja ulubiona fioletowa pościel. Obok łóżka znajdowała się mała, czarna toaletka z czerwonym budzikiem, a z boku stała szkatułka z biżuterią. W rogu pokoju było narożne biurko z zamkniętym laptopem i stosem książek. Naprzeciwko stała duża, biała szafa z czerwonymi wzorami i dużą ilością ubrań.
       Gdy wybiła 8 rano budzik stał się nieznośnie głośny. Wyłączyłam go z cichym westchnieniem. 8 godzina oznaczała jedną wielką tragedię - czas do sholi! (shola-szkoła)
Nienawidziłam tam chodzić, ponieważ było NUDNO i większość nauczycieli nie przepadła za mną. No cóż, taka natura. Ale mój ojciec " Wielki Pan Lucyfer " prawi mi kazania na temat mojego zachowania na lekcjach. On nie rozumie, że natury nie da się zmienić.
      Wychodząc z pokoju, w moje nozdrza trafił dobrze mi znany zapach siarki.
        Pierwsza lekcja była moją ulubioną. Była to lekcja o technice nękania ludzi.
        Po szkole strasznie mi się nudziło, więc poszłam na "spacer" po sektorach. Nie wolno przemieszczać się z jednego sektora do drugiego, ale ja mam gdzieś te zasady.
     Gdy byłam w korytarzu między 1 a 2 sektorem ujrzałam czerwone ślepia postaci, która zbliżała się niebezpiecznie szybko w moją stronę... Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec przed siebie tak szybko, jak mogłam. Na nieszczęście słyszałam coraz wyraźniejsze kroki tego czegoś, co za mną podążało...

*Oczami Silvii*
      Moja nocna warta dobiegła końca około 7 rano. Dzisiejsza noc była spokojna. Will, jak to ma w zwyczaju, nadzoruje mnie podczas każdej warty i opiekuje się mną z rozkazu moich rodziców.
       Jestem betą, czyli przyjmę władzę nad watahą pi rodzicach. Ta myśl mnie przytłacza. Wiem, że nigdy nie będę tak dobrym przywódcą, jak mój ojciec. On jest śmiały i odważny, a ja - nieśmiała i skryta. To nie jest dobry materiał na alfę.
- Silvia! Halo, tu ziemia. - powiedział Will wyrywając mnie z zadumy - Jesteśmy na miejscu.
- Wiem. Mam swoje oczy. - warknęłam w jego stronę speszona, ale nie dałam po sobie tego poznać.
    Will posłał mi jeden ze swoich cudnych uśmiechów. W odpowiedzi pokazałam mu język.
- Mogę już opuścić moje stanowisko? Muszę przygotować się do szkoły. - zapytałam z nutą sarkazmu.
Ależ oczywiście mała. - Puścił do mnie oczko.
       Chciałam mu się odgryźć, ale musiałam się pośpieszyć, by się nie spóźnić do szkoły.

     Mamy swój Ośrodek Szkoleniowy, ale chodzimy tam tylko w weekendy, ponieważ w dni robocze uczymy się w szkole w Coldwater - ostatnio cel nr 1. Demonów.
      Weszłam do swojego pokoju. Jego ściany są w ciemnozielonym kolorze. Wszystkie meble zrobione są z ciemnego dębu. Moja szafa przepełniona ubraniami stała w lewym kącie pomieszczenia. Biurko z regałem na książki stało w rogu  po prawej od drzwi. Żelazne łóżko postawione było pod oknem, naprzeciwko wejścia do pokoju. Parapet okna był szeroki, więc mogłam na nim siedzieć co wieczór.
      Rzuciłam się na łóżko. Musiałam odpocząć chwilę po całonocnym czuwaniu.
     Wzięłam krótki prysznic, ubrałam się , zjadłam śniadanie i wybiegłam z domu zarzucając plecak z książkami na ramię. Wszyscy już czekali: Rose, Meri, Matt i Katy.
      Po wejściu do szkoły czekało mnie tylko jedno...
- Vii! Hejka. Mam dla ciebie świeże ploteczki. - powiedziała Bella, moja przyjaciółka.
- Nie ma Milesa?
- Dziś go nie będzie. - Widząc moje zaniepokojone spojrzenie dodała - Dzwonił.
     Bella i Miles - jedyni ludzie wtajemniczeni w nasze życie, moi przyjaciele. Bella jest szkolną plotkarą i wie o wszystkim, co się dzieje w szkole. A Miles jej przyjacielem. Można powiedzieć, że oboje zaadoptowali mnie, przyjęli do swojego grona i zapoznali ze szkołą.
- Więc tak: cheerliderki wspominały coś o tym, że jutro ma się odbyć meczu futbolu, podobno Ariana ma pryszcza na samym środku czoła... - mówiła podekscytowana Bells wyliczając na palcach.
- A coś ważniejszego. - zapytałam zniecierpliwiona.
- A to nie jest ważne !? Demony mogą zaatakować! Masz może pojęcie ile ludzi przyjdzie oglądać turlających się po ziemi gości!?
      Miała rację. Przyjdzie wtedy z 6 setek ludzi by obejrzeć mecz.
      Od jakiegoś czasu mam trudności z pozbieraniem myśli, jestem rozkojarzona i nie mogę się skupić. Cały czas wydaje mi się, że ktoś mnie obserwuje...

                                                                                    Hej. Mamy nadzieję, że się wam podobało ;)Swoje opinie piszcie w komentarzach to dla nas wiele znaczy ;)

poniedziałek, 17 marca 2014

Prolog.

         Wiele wieków wcześniej Wilki z Nieśmiertelnymi razem strzegli bram do Piekła. Pewnego dnia powstała nowa rasa nadnaturalnych.Była to mieszanka Wilków i Aniołów - Krwiopijcy, których było coraz więcej. Zaczęli oni zawierać znajomości z Demonami i Wilkami. 
          Po paru latach, gdy sprzymierzeńców Aniołów było coraz mniej, a nikt już nie pilnował bram do Piekieł, archanioł Conor wysłał posłańca do króla Podziemi- Lucyfera. Posłaniec miał przynieść list z propozycją sojuszu. Lucyfer wyśmiał mu się w twarz i zapowiedział wojnę Aniołom. Demony zjednoczyły się z Wilkami i  Krwiopijcami, tworząc potężną armię, ale Aniołów było znacznie więcej.
               Do spotkania wojsk doszło w Skidoo w stanie Kalifornia w 1909r. Na początku Conor poprosił Lucyfera do rozmowy:
- To nie ma sensu drogi Lucyferze. Zobacz ile jest nas, a ile was. Ta bitwa będzie waszą porażką. Możecie się jeszcze wycofać.- oznajmił spokojnie Conor.
- Może i jest was więcej, ale w naszej armii są różnorodne istoty nadnaturalne. My się NIGDY NIE PODDAMY. Więc idź już do swojej armii skrzydlaty frajerze.- zaoponował Lucyfer. 
      Doszło do bitwy. Wszędzie były białe i czarne pióra oraz kawałki sierści. Niebo przeszywały piskliwe wrzaski Krwiopijców, wycie Wilków, ryk Demonów i coraz słabiej słyszalny krzyk Aniołów. 
              Po wielu godzinach krwawej bitwy Anioły przegrały. 10 ocalałych wróciło do niebios, a Lucyfer ogłosił swój triumf. 6 Aniołów zostało w niebie jako stróże, a 4 pozostałych wróciło na ziemię z misją, aby zniszczyć Demony i Wampiry...   
_________________________________________________________________________________________  

I jak podoba się prolog.? ;)Piszcie swoje opinie w kom.           

niedziela, 16 marca 2014

ZAPOWIEDŹ.!!!

To nie bd zwykła historyjka, ale opowiadane częściowe o przyjaźni, miłości, walce, istotach nadnaturalnych. 4 nadnaturalne rasy, odmienne cele, wspólna historia. Pełna akcji i nagłych zwrotów biegów zdarzeń opowieść o niezwykłych dziewczynach, które musza połączyć siły by obronić ludzi przed złem czyhającym na każdym kroku. Ale to wszystko nie może być takie łatwe. Na ich drodze stanie nie jedna przeszkoda...



___________________________________________________________________________

I jak.? Bd coś z tego.? Proszę o kom...