sobota, 29 marca 2014

Rozdział 7.

*Oczami Dalii*
     
       O 8:00 obudził mnie mój nieznośny budzik. Dziś postanowiłam nie iść do sholi ze względu na Hazzę. O 12:00 wychodzi ze szpitala i chciałam z nim porozmawiać.
         Wzięłam relaksujący prysznic, po czym się ubrałam i wyszłam.
       Postanowiłam pójść nad Jezioro Lawy. Było tam piękne dlatego, że od 100 lat nic się w tym miejscu nie zmieniło. Nadal były tam tzw. Skaliste Drzewa.
        Nagle na drugim brzegu jeziora stał Harry, który szedł w moją stronę. Skorzystałam z okazji i postanowiłam pogrzebać mu w głównie.
        Kiedy już prawie się udało, w jego umyśle znalazłam wielką, żelazną ścianę i jak głupia zamiast ją obejść czy coś (nie wiedzieć czemu), zapukałam.
       Poczułam silną energię, która mnie wrzuciła z głowy Harry'ego.
- Ładnie to tak szperać w czyjejś głowie.? - Wystraszył mnie chłopak.
- Kiedyś trzeba. - powiedziałam bez zastanowienia. SZybko zakryłam usta dłonią. - Przepraszam. - rzekłam skruszona.
- Nic się nie stało. - powiedział przesadnie słodkim głosem Harry.
      Zaczęłam się niepohamowanie śmiać, a Harry nie był mi dłużny - po chwili śmialiśmy się razem.

*Oczami Lucyfera*
- To jest ryzykowne, Lucuferze. - powiedział Damon.
- Wiem, ale nie mogę tego tak zostawić. - rzekłem zamyślony.
- To kiedy zaczynamy.?
- Jutro. - rzuciłem.
- No dobra. Wybacz Panie, ale mam pilne sprawy do załatwienia. - oznajmił Damon.
- To zbieraj się i idź. - powiedziałem wychodząc.

*Następny dzień*
    
      
        Obudziłem się o 5:00 rano i zacząłem się szykować do dzisiejszej akcji.
       O 6:03 wyszedłem z Piekła i kierowałem się do umówionego miejsca w wyschniętym korycie rzeki. 
       Na miejscu byli już wszyscy: Corin, Clare, Trevor i (rzecz jasna) Damon.
      Razem udaliśmy się na obrzeża Coldwater.
      Dziś słońca nie było widać, bo przysłoniły je chmury. Świat wydawał się ponury.
      Zaczailiśmy się w krzakach niedaleko białego domu i czekaliśmy.

***
       Kiedy zjawił się nasz cel ustawiliśmy się na naszych pozycjach. Wykorzystałem moją moc i zdematerializowałem się (był niewidzialny).
       Zacząłem podążać za naszym celem, gdy nagle w okolicy pojawił się Conor. Super.! To po planie.!
       Zauważyłem, że Trevor ma zamiar zająć się Conorem. Nie miałem nic przeciwko.
       Kiedy dziewczyna skręciła w uliczkę wkroczyłem do akcji. Rzuciłem się na nią i przycisnąłem do ziemi. Próbowała walczyć, ale walnąłem ją pięścią w skroń tak, że straciła przytomność.
        Po chwili doszedł do mnie Damon i związaliśmy Archanielicę.
- Czas na zemstę. - powiedziałem ze złośliwym uśmiechem.

*Oczami Silvii*
       Rzuciłam się na Setha i zmieniłam się w wilka. Białowłosa Archanielica wylądowała i wbiła miecz dokładnie w miejsce, gdzie przed chwilą stał chłopak.
       Dziewczyna miała na sobie długą, białą suknię. Sięgającą do pasa chusta przykrywała jej bladą twarz. W dłoniach trzymała jeden z legendarnych mieczy archanielskich.
        Archanielica uniosła miecz i ruszyła w moją stronę. Bez chwili zastanowienia rzuciłam się na nią.
        Dziewczyna cięła powietrze bronią z nadzieją, że mnie trafi. Podczas walki pazurami rozrywałam jej ubranie, skórę i skrzydła. Wszędzie leżały białe pióra i sierść. Udało mi się dobrać do jej szyi. Już miałam zatopić w niej kły, ale poczułam pulsujący ból w miejscu, w którym miecz przeszły moją nogę. Zauważyłam, że Archanielica odleciała.
        Całe zajście trwało mniej niż minutę.
        Zmieniłam postać, upadłam i skuliłam się na ziemi kurczowo trzymając się za lewą nogę, w miejscu, gdzie Archanielica zatopiła ostrze.
       Krzyknęłam z bólu.
        Chwilę później poczułam ciepłe dłonie Setha na moim ciele. Wziął mnie na ręce kląc pod nosem.
- Po co to zrobiłaś.?! Mogłaś zginąć.! - Chłopak był strasznie zdenerwowany. - Pomyślałaś w ogóle jakie będą tego konsekwencje.?! Czy ty w ogóle pomyślałaś.?
- Zwykłe " dziękuję " by wystarczyło. - powiedziałam cicho.
       Ból był nieznośny. Jęknęłam, gdy Seth dotknął mojej rany.
- To nie wygląda dobrze.
- Zostaw mnie obok Strumienia. Tam znajdzie mnie patrol.
- Nie  możesz tyle czekać. Ktoś musi obejrzeć to natychmiast. - Czułość w jego głosie mnie dziwiła.
- Co proponujesz.?
       Chłopak się nie odzywał. Chyba sam nie wiedział co ma zrobić.
- Twoja wataha jest jeszcze na stadionie.?
- Nie wiem Seth. Możliwe, że Will został.
- Więc zaniosę cię pod stadion.

***
       Powoli robiło się ciemno. Prawie całą drogę żadne z nas nic nie powiedziało. Wydawało mi się, że napięcie między nami rosło.
        W pewnym momencie Seth zatrzymał się i po raz pierwszy od incydentu z Archanielicą spojrzał mi w oczy.
- Mogę liczyć na twoją dyskrecję.? - zapytał.
- Tak, jeśli ty również zamkniesz gębe i nic nie powiesz. - powiedziałam z uśmiechem, by rozluźnić napięcie.
       Rzeczywiście mi się to udało - Seth zaśmiał się.

***
     Doszliśmy. Chłopak położył mnie na ławce przed stadionem i klęknął przede mną.
- Zasnęłaś. - powiedział uśmiechając się. - Koło wejścia chodzi krótko ścięty szatyn...
- Will. - powiedziałam cicho.
- Dzięki za uratowanie mi tyłka. - Podoba mi się ten jego uśmiech.
       Chłopak zaczął się śmiać. Chyba nie powiedziałam tego na głos.?!!!
- Twój uśmiech też mi się podoba. - mówił - Uważaj na siebie mała. - dodał i zaczął się oddalać.
- Dziękuję Seth.
       Chłopak obrócił się do mnie, uśmiechnął się i zniknął pośród drzew.
- WILL.!!!!

1 komentarz:

  1. O kurcze... Coraz bardziej lubię Setha :3.
    W ogóle ciekawi mnie co knuje Lucyfer i o co im chodzi z tą Archanielicą? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi jednak takie życie czytelnika! :D Całe życie w niewiedzy!
    Harry i Sylvia :D. Wyczuwam mały romansik na boku :D.
    Świetny rozdział! Czekam na więcej!
    Black Star

    czego-oczy-nie-widza.blogspot.com <---- Pojawił się już piąty rozdział!
    czarna-otchlan-pustki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń