czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 6.

* Oczami Silvii *
         
                 Leżałam w ludzkiej postaci na łące w głębi lasu. Wokół rosły rozłożyste drzewa. W pogodne dni promienie słońca przechodzą przez liściastą powłokę rzucając jasną poświatę na polankę.
                 Często przychodzę tu i myślę o wszystkim co mnie trapi. Lubię to miejsce. Jest tak spokojnie i cicho.
                Nadal pojedyncze łzy sporadycznie spływały po mojej twarzy.
               Nagle podniosłam się do pozycji siedzącej. Usłyszałam za sobą trzask łamanych gałęzi. Obróciłam głowę, by spojrzeć do tyłu. Pomiędzy drzewami stał czarny Wilk. Ten, który uratował mnie przed Łowcą.
              Podniosłam się z ziemi i stanęłam naprzeciwko Wilka. Dzieliło nas zaledwie 8 metrów. Dziś się już nie bałam.
              Wilk stał nieruchomo patrząc mi prosto w oczy, jakby nie spodziewał się, że kogoś spotka.
- Co ty tu robisz.?-  zapytał.
- O to samo mogę zapytać ciebie.- rzuciłam  zwyczajnie.
             Wilk podszedł bliżej, zmniejszając odległość między nami.
- Po co tu przyszłaś.? Nie mało masz problemów.?- powiedział oschle.
- Śledzisz mnie.?- zapytałam zdziwiona- A tak w ogóle co cię obchodzi moje życie. Nie masz swoich zmartwień.?!- podniosłam głos.
            Wilk skoczył w moja stronę. Zrobiłam krok w tył i zmieniłam postać. 
            Warknęłam na niego. W odpowiedzi rzucił się na mnie, ale byłam na to gotowa. 
            Zrobiłam unik, tym samym unikając ostrych pazurów przeciwnika. Wykorzystałam sekundy przewagi i ugryzłam Wilka w kark, przewracając go na ziemię i przytrzymując go łapami.
- Nie jesteś taka słaba jak przypuszczałem.- powiedział rozweselony.- Gdybyś wtedy nie stchórzyła, powaliłabyś Łowcę raz dwa.
                    Wilk Patrzył się na mnie znacząco.
- Możesz już ze mnie zejść nic ci nie zrobię.
            Po krótkim rozważaniu za i przeciw, powoli zeszłam z niego i cofnęłam się o parę kroków. To był mój błąd. Wilk podniósł się i skoczył w moją stronę. Powalił mnie na ziemię.
- Jesteś zbyt ufna mała.- Był zwyczajnie rozbawiony przebiegiem zdarzeń.
           Miał rację. Tylko jak mam się uwolnić spod jego czarnego cielska.?
- A ty jesteś zbyt pewny siebie.
          W tej samej chwili ugryzłam go mocna w przednią łapę. Wilk zawył z bólu i jego napór zelżał, więc zwinnym ruchem wyczołgałam się spod niego i stanęłam naprzeciwko.
          Spojrzał na mnie ze złością w oczach i zmieniła postać na ludzką.
          Moim oczom ukazał się przystojny, szczupły szatyn o piwnych oczach. Jego włosy były krótkie, lekko postawione.
         Miał na sobie ciemną koszulkę, która zakrywała umięśniony tors.
        Chłopak uśmiechnął się do mnie. Zorientowałam się, że trochę za długo mu się przyglądam. Co za wpadka.
        Również zmieniłam postać i od razu poczułam znajome ciepło na policzkach. Tylko nie to.!
        Chłopak zaśmiał się donośnie, a mnie ogarnął jeszcze większy wstyd. No pięknie.! Pewnie teraz jestem bordowa.?
        Facet w końcu przestał się śmiać i wyciągnął do mnie rękę, tą samą, w którą go ugryzłam.
- Jestem Seth.- uśmiechnął się.
- Silvia.- powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
        Gdy puściłam jego rękę usłyszałam cichy szum dochodzący z góry. Spojrzałam na niebo, by sprawdzić co wydaje ten dziwny dźwięk.
        To co zobaczyłam kompletnie mnie przeraziło. Myślałam, że gorzej być nie może...

* Oczami Lucyfera * 

       Wściekły leciałem do królestwa Krwiopijców, które było wysoko w górach. Nie może tak być, że Conor prawie zabija mi córkę, moją jedyna potomkinie i jednego z najlepszych Łowców.
      Gdy doleciałem na miejscu pierwszy przywitał Damon.
- Witaj Lucyferze. Co cię sprowadza do naszego królestwa.?- spytał przyjaźnie.
- Witaj Damonie. Musimy porozmawiać.- Rozejrzałem się.- Ale nie tutaj.
- Oczywiście chodźmy do gabinetu.-
       W gabinecie przeważały ciemne kolory. W większości czerń i czerwień. Usiadłem na wygodnym skórzanym fotelu przy biurku.
- No to mów o co chodzi.- powiedział Damon.
- Conor przegina. Dziś o mało nie zabił mi córki i Łowcy.- rzekłem poddenerwowany.
- Bardzo mi przykro. U nas też już parę razy i nie było miło.- oznajmił.- Więc co proponujesz.?
- Ja bym zrobił tak...

* Oczami Dalii *

       Po zejściu do Piekła Harry'ego przeniesiono do szpitala. A ja szybko poszłam do mojego pokoju. Wzięłam gorący prysznic i się ubrałam.
       Szybko poleciałam do szpitala.
       Kiedy już byłam na miejscu znalazłam dyżurną.
- Przepraszam. Gdzie leży Łowca został niedawno przywieziony nieprzytomny.
- A ty kim jesteś, że chcesz wiedzieć.?- spytała z kpina w głosie. NO nie tym to mnie wkurzył  ten wredny babsztyl.
- Jestem córką Lucyfera. Ojciec kazał mi sprawdzić jak się miewa Harry.- powiedziałam specjalnie z wyższością.- Więc, w którym pokoju on leży.
- 205.
- Dziękuję.- powiedziałam idąc w stronę pokoju.
        Gdy byłam przed drzwiami pokoju, gdzie leżał Hazz bałam się wejść i tego co tam zobaczę. Drżącymi dłońmi otworzyłam drzwi.
        Harry leżał tam nieprzytomny w białej pościeli, przyczepiony do paru piszczących maszyn. 
        Stałam tam i patrzyłam ze smutkiem na jego spokojną i poranioną twarz. Czułam,że po moich policzkach powoli spływają rozgrzane łzy.
        Po chwili usiadłam na taborecie obok łóżka i obserwowałam jego regularny oddech i to jak jego umięśniony tors podnosi się i opada. Po chwili chyba zasnęłam bo urwał mi się film.
        Ze snu wybudził mnie głos z chrypką.
- Hej Dalia obudź się.- powiedział lekko zaspany.
- Mhhmm...- Spojrzałam na Loczka- Harry obudziłeś się.! Jak się czujesz.? Boli cię coś.? Wezwać lekarza.?...
- Ej ej ej... Spokojnie jest dobrze, tylko bolą mnie biodra i trochę twarz.- przerwał mi z uśmiechem.
- To dobrze martwiłam się.- oznajmiłam po czym poczułam na mojej twarzy ciepłe rumieńce. Nie, nie, nie tylko nie rumieńce.!
- Lubię kiedy się rumienisz. Wyglądasz wtedy tak bezbronnie.- powiedział patrząc mi w oczy z lekkim uśmieszkiem.
       Uśmiechnęłam się do niego, bo na nic lepszego nie było mnie stać. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Takich słów to ja się nie spodziewałam.! 
      Kiedy miałam mu już odpowiedzieć do pokoju wszedł lekarz i musiałam wyjść.
      Jak lekarz wyszedł z pokoju, gdzie leżał Harry podeszłam do niego.
- Przepraszam. Mam pytanie za ile dni Łowca będzie mógł wyjść ze szpitala.?
      Lekarz spojrzał na mnie spod swoich krzaczastych brwi z niepewną miną.
- Jutro go wypuścimy o 12.- rzucił obojętnie. Odwróciłam się na pięcie i już miałam wejść do pokoju Harry'ego, kiedy zatrzymał mnie zrzędliwy lekarz.
- Zaczekaj młoda damo. Czas wizyt minął już dobrą godzinę temu. Więc proszę skierować się do wyjścia.- oznajmił ostro lekarz.
- No dobrze. Do widzenia.- powiedziałam idąc w stronę drzwi wyjściowych.
       Jak wróciłam do pokoju to od razu rzuciłam się na moje ukochane łóżko. Dosyć długo rozmyślałam o słowach Hazzy. Co to ma znaczyć.?
                                                                            I jak podobało się.? ;)

1 komentarz:

  1. O jejku :) Jak słodko :).
    Brawo, Hazza cierpi a ja tu "Jak słodko". Normalnie szczyt inteligencji.
    Rozdział świetny. Jestem ciekawa co takiego zobaczyła Sylvia swoją drogą. I w ogóle czarny wilk :). Mrr... :D
    Przepraszam ,że tak krótko ale mam kupę roboty ze szkołą. Przepraszam!
    Black Star

    czego-oczy-nie-widza.blogspot.com
    czarna-otchlan-pustki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń